Euro-czkawka. Firmy będą upadać?

„Rządzie rządź!” chciałoby się zakrzyknąć, kiedy słyszymy o kolejnych firmach, upadających przez to, że wygrały kontrakt życia – prace przy inwestycjach na Euro 2012. Teraz nie mogą odzyskać pieniędzy, zatory płatnicze przewracają nawet rozsądnych przedsiębiorców.

Na wystawienie „faktury za Euro” na razie jeszcze za wcześnie, ale można już próbować przewidywać, kto na tej imprezie zyska, a kto straci. Oczywiście sporo pieniędzy zarobi UEFA. Raczej na pewno zarobią hotelarze (szczególnie ci, którzy goszczą reprezentacje poszczególnych krajów oraz gości UEFA). Na razie największym przegranym wydają się – paradoksalnie – firmy wykonawcy inwestycji infrastrukturalnych.

Aaaaaby zbudować i nie upaść / fot. Ministerstwo Infrastruktury

Przeklętą autostradę A2 pod Warszawą udało się rzutem na taśmę ukończyć, choć najpierw plac budowy opuściło chińskie konsorcjum Covec, potem o upadłość i likwidację swego majątku poprosił kolejny wykonawca, spółka Dolnośląskie Surowce Skalne (DSS). W obu tych przypadkach na placu boju pozostali wierzyciele i podwykonawcy, którzy teraz muszą domagać się choć części pieniędzy w uciążliwej procedurze. Chińczycy z Covec zorganizowali nawet konferencję prasową, na której reprezentujących ich prawnik oświadczył: „Teza, że Covec nie zapłacił swoim podwykonawcom, jest nieprawdziwa. Oprócz nielicznych przypadków należności są uregulowane. Łącznie Covec zapłacił 420 mln zł, z czego 280 mln zł zapłacił, kiedy jeszcze obowiązywała umowa z Generalną Dyrekcją Dróg Krajowych i Autostrad, a 135 mln zł – już po jej rozwiązaniu. Łącznie zapłacono podwykonawcom 44 mln zł bezpośrednio w gotówce, 79 mln zł pośrednio (czyli przez przekazanie podwykonawcom kwot należnych Covec od Skarbu Państwa), a 13 mln zł w barterze (czyli przez przekazanie podwykonawcom sprzętu lub materiałów)”. Szczególnie to ostatnie zdanie powinno nam dać do myślenia, bo obrazuje, jakie szpagaty musieli wykonywać partnerzy biznesowi Covec, aby odzyskać swe należności.

Dwa dni przed początkiem Euro piękny stadion we Wrocławiu okupują pracownicy 15 firm, którzy jako podwykonawcy nie mogą odzyskać pieniędzy (od kilkuset tys. do kilku milionów zł). Upadła Hydrobudowa (niegdyś gigant, wykonawca autostrad A1 i A4 oraz Stadionu Narodowego). Za każdym razem scenariusz się powtarza – firma zgłasza wniosek o upadłość, a jej podwykonawcy z marnymi szansami mogą dochodzić swych praw w sądach. Oczywiście sami przez to nie płacą swym pracownikom i tak dalej.

Jest to o tyle kłopotliwe, że na całym świecie na budowaniu infrastruktury zazwyczaj zarabia się, a nie traci. Powodem kłopotów polskiej branży budowlanej jest patologiczny system przetargów i zamówień publicznych, w którym jedynym kryterium stała się niska cena. Urzędnik ma zawsze podkładkę – wybraliśmy najtańszą ofertę, więc nie ma ryzyka, że ktoś tu po drodze wziął łapówkę. To z kolei wyzwala patologiczną hiperkonkurencję – w przetargu wpisuje się cyfry brane z kosmosu a potem je jeszcze zaniża, wychodząc z założenia, że jakoś to będzie, albo się oszczędzi nie płacąc części pieniędzy dostawcom.

Projekty infrastrukturalne realizuje się jednak kilka lat i jeśli w międzyczasie wzrosną koszty robocizny, transportu, ropy, euro, dolara, materiałów budowlanych, czegokolwiek, cały biznesplan – nastawiony na cięcie kosztów – się wywraca.

Tusk na sławnym już gospodarskim obchodzie – testowy przejazd z nowej stacji Warszawa Stadion na Lotnisko Chopina. Obok premiera minister Transportu Sławomir Nowak. Fot. Maciej Śmiarowski/KPRM.

Rząd Tuska powinien jak najszybciej interweniować, wprowadzając obowiązkowy i egzekwowalny termin płatności za usługi w obrocie gospodarczym, aby uniemożliwić narastanie zatorów płatniczych.  No i przemyśleć na nowo prawo zamówień publicznych, bo coraz częściej okazuje się, że najtaniej nie zawsze oznacza najlepiej. Gdy budowane na gwałt autostrady zaczną się wkrótce sypać może się okazać, że cena nie zawsze czyni cuda.