Polska – kryzys z opóźnionym zapłonem?

Nikt na dziś nie może przewidzieć, jak zachowają się polscy konsumenci, gdy poczują w kieszeni długofalowe skutki kryzysu. Być może czeka nas w końcu spowolnienie wywołane przez zaciskanie pasa?

Od kilku lat niezmiennie słyszymy, że Polska opiera się kryzysowi nie tylko dzięki naszym dzielnym eksporterom, nie tylko dzięki funduszom UE ciągle pobudzającym koniunkturę (co będzie, gdy się skończą, ha?) ale również dzięki niezłomnemu polskiemu klientowi, który nie zważając na zawirowania na światowych rynkach finansowych, chętnie odwiedza centra handlowe, wydając ciężko zarobione pieniądze. W ten sposób – poprzez popyt wewnętrzny – nasza gospodarka wciąż zachowuje tempo wzrostu, o którym reszta Europy może tylko marzyć.

Nie da się jednak dłużej udawać, że kondycja finansowa Polaka jest dziś na równie dobrym poziomie co 2-3 lata temu, gdy na całym świecie szalała panika, a my byliśmy zieloną wyspą. Z danych, które właśnie opublikowało NBP wynika, że nasze zadłużenie (kredyty, pożyczki) rośnie w błyskawicznym tempie.

No nie, a mieliśmy iść na wyprzedaże… Copyright: CC by antwerpenR, Flickr.com

Pamiętam, że przez 10 lat „kibicowałem” danym z NBP, co kwartał sprawdzając, kiedy pęknie 500 mld zł. I właśnie się to zdarzyło – w statystykach mamy 554 mld zł długów (nie wliczając w to nie-bankowych instytucji pożyczkowych), z czego aż 69 mld przyrosło w ciągu ostatnich 12 miesięcy.

Do tego trzeba dodać hamujący wzrost zarobków, rosnące bezrobocie i dość wysoką inflację (4,3 proc.) – a więc realnie nasze dochody przestały rosnąć. Ciekawie pisze o tym Maciek Samcik w „Wyborczej”, podając też tam jeszcze inne dane – „w 2006 r. realne – czyli po uwzględnieniu inflacji – dochody Polaków rosły średnio o 6-8 proc. w skali roku, ale od tamtego czasu sytuacja stale się pogarsza. Na początku 2009 r. realny wzrost dochodów nie przekraczał już 3 proc. w skali roku, a w ostatnich dwóch kwartałach wynosi raptem tylko ułamki procentu”.

Nie przestaje mnie to męczyć, gdyż może to oznaczać, że jedno z ważnych kół zamachowych naszej gospodarki staje. Nie wiemy, czy konsumenci nie dojdą do wniosku, że skoro wszędzie dookoła trwa zaciskanie pasa, to i oni musza w swoich rodzinach wprowadzić jakiś program oszczędnościowy. Czy to nie jest tak, że wreszcie odczujemy kryzys, tylko – w stosunku do reszty świata – z opóźnionym zapłonem.