Krótka sprzedaż akcji i walut, dłuższy kryzys

Rząd Niemiec wykonał w tym tygodniu nerwowe ruchy, które miały zapobiec spadkowi wartości euro. Jak zawsze oberwało się najbardziej inwestorom, którzy stosują tzw. krótką sprzedaż. Czy słusznie?

Krótka sprzedaż to jeden ze stosunkowo świeżych pomysłów na zarabianie pieniędzy na rynkach kapitałowych. Ma on pozwolić na skuteczne zwiększanie wartości inwestycji pomimo spadków na rynkach. Tłumacząc bardzo skrótowo – chodzi o sytuacje, w których inwestor wierzy niezbicie, że dane papiery (akcje, obligacje, kontrakty) będą traciły na wartości. Sam jednak tych papierów (akcji, obligacji, kontraktów) nie ma, ale może je wypożyczyć od gracza, który je ma. Na przykład może być to duży długoterminowy fundusz inwestycyjny, który z zasady zamraża swe aktywa na wiele lat (w tej perspektywie chwilowe spadki nie robią na nim specjalnego wrażenia). Nasz inwestor papiery pożycza i natychmiast je sprzedaje. Zaś po kilku dniach / tygodniach, gdy stracą na wartości, odkupuje je po niższej cenie i oddaje właścicielowi. Do kieszeni zaś inkasuje różnicę w cenie, dzieląc się tylko zarobkiem z pożyczającym.

Proste. Ale to tylko tak w bardzo dużym skrócie. Bo im bardziej laicy brną w szczegóły transakcji typu short sale, tym bardziej dochodzą do wniosku, że rozumieją je dobrze chyba jedynie gracze na rynkach finansowych (i to nie wszyscy). Trudno oprzeć się wrażeniu, że to twory sztuczne, operujące na „nadpoziomie”, zrodzone na potrzeby globalnych spekulantów finansowych, którzy wykonują błyskawiczne operacje, przeskakując z rynku na rynek. Podobnie zresztą, jak niesławne derywaty, które przecież doprowadziły do wybuchu trwającego kryzysu finansowego.

Stosujący krótką sprzedaż mają sporo przeciwników i bardzo kiepski PR. Oskarża się ich o spekulacje, bo działając większą grupą i wyprzedając dane papiery, mogą pociągnąć rynek w dół. I – jak twierdzi wielu fachowców – taka właśnie sytuacja miała miejsce w ostatnich dniach z kursem euro. Tym bardziej, że spadek euro automatycznie winduje w górę kurs dolara. Można więc wspólną walutę wyprzedawać, gotówkę ładować w rosnącą walutę amerykańską, a po kilku dniach operację odwracać, odkupując euro. Taki oscylator, powtarzany wielokrotnie, zmienia się właściwie w maszynkę do zarabiania pieniędzy.

(powyżej) Kanclerz Niemiec Angela Merkel ostrzegła, że upadek euro oznaczałby upadek Europy. Aż tak źle zapewne nie będzie, ale te ostre słowa miały świadczyć o determinacji w obronie wspólnej waluty. Fot. Wikipedia.

Kłopot w tym, że destabilizuje rynki finansowe, zwiększa nerwowość i dezorientuje „tradycyjnych” inwestorów (są jeszcze tacy?). W połowie tygodnia cierpliwość niemieckiego rządu do takich ruchów na euro wyczerpała się i został wydany tymczasowy zakaz stosowania sprzedaży wypożyczanych papierów.

Faktem jest jednak, że tzw. krótka sprzedaż, stosowana masowo i z wyrachowaniem, może prowadzić do dużej niestabilności rynków. Odrywa je też od realnej wartości akcji, obligacji i innych papierów wartościowych. A tego w dzisiejszych czasach powinno się unikać, inaczej kryzys i globalne spowolnienie gospodarcze potrwają dłużej. Spekulanci na własne życzenie wywołali dyskusje o tym, czy i jak ograniczać transakcje krótkiej sprzedaży. Podpowiadam rozwiązanie – które z resztą przewija się w branży – opodatkować.