Z zasady bez zasad
Próby pomnażania pieniędzy na własną rękę coraz częściej przypominają loterię.
O ile jeszcze pół roku temu łatwo było wskazać sposoby inwestowania przewidziane na trudne czasy, dziś jest to prawie niemożliwe. Zawirowania na rynkach finansowych potrafią uderzyć w wycenę państwowych obligacji, a nawet w fundusze rynku pieniężnego. Te ostatnie inwestują w bardzo bezpieczne obligacje o krótkim terminie wykupu i papiery wartościowe emitowane przez spółki. Wypracowują minimalne stopy zwrotu, ale właściwie nie mają prawa być na minusie. A tymczasem dramatyczna niepewność związana z przyszłością największych amerykańskich spółek załamała rynek obligacji korporacyjnych i sprawiła, że fundusze rynku pieniężnego po raz pierwszy od lat wykazywały – mikroskopijne ale jednak – straty.
Inny przykład na kompletny brak przewidywalności systemu to ranking najlepszych funduszy inwestycyjnych w Polsce w sierpniu. Dwadzieścia pierwszych miejsc okupują fundusze inwestujące pieniądze za granicą – m.in. w amerykańskie małe i średnie spółki, dolarowe obligacje, spółki technologiczne za Oceanem – z miesięcznym zarobkiem 12-15 proc. Ten skok bynajmniej nie jest jednak efektem rewelacyjnych wyników tych funduszy ani skoków cen akcji poszczególnych spółek ale… załamania kursu złotego wobec euro i dolara, które nastąpiło w sierpniu. Po wielu miesiącach ciągłego umacniania się złotówki pod koniec wakacji przyszła korekta. Każda z walut podrożała o 10 proc. i to wystarczyło, aby notowania funduszy w tym miesiącu poszły do góry. Nie zmienia to jednak faktu, że wszystkie fundusze, choć uplasowały się w czołówce sierpniowego rankingu, w perspektywie ostatniego roku notują pokaźne straty (24-40 proc. na minusie).
Wielką loterią są też inwestycje powiązane z rynkiem surowcowym. Na przykład złoto. Na początku aktualnego kryzysu za uncję na giełdach płacono 696 dolarów. Cena tego kruszcu zawsze rośnie w niepewnych czasach – to inwestycja ostatniej szansy, gdy na niczym innym nie da się zarabiać. W styczniu uncja przebiła na chwilę psychologiczną barierę 1000 dolarów, ale już w kolejnych miesiącach zjechała do poziomu 748 dolarów. Ten szaleńczy rollercoaster wykonał jednak gwałtowny zwrot w ostatnich 2 tygodniach. Gdy na Wall Street padały banki, w ciągu kilku dni złoto zdrożało aż o 150 dolarów. – Istnieje wysokie prawdopodobienstwo, że złoto znów przebije wkrótce poziom 1000 dolarów – twierdzi Michał Słysz, członek zarządu Investors TFI. Słysz wymienia szereg argumentów za: niepewność sytuacji na rynkach, początek sezonu ślubów w Indiach (1/5 światowego zapotrzebowania na szlachetny kruszec), zbliżające się Boże Narodzenie. Ale równocześnie jest równie wielu ekspertów którzy przewidują koniec złotej hossy.
Podobnie na rynku ropy. W latach 2005-2007 roku kurs baryłki utrzymywał się pomiędzy 55 a 75 dolarami. Dokładnie rok temu zaczął się piąć w górę, na przełomie lutego i marca przebijając historyczną barierę 100 dolarów. Rekordem w tym przypadku było 146 dolarów, osiągnięte w wakacje. Potem zaczął się gwałtowny zjazd znów poniżej poziomu 100 dolarów. Wytłumaczeń tego zjawiska jest prawie tyle, ilu ekspertów podejmujących się tego zadania. O ten skok obwinia się w dużej mierze kapitał spekulacyjny. Czy jednak cena baryłki będzie w najbliższych miesiącach rosła (bo światowe zasoby się kurczą, a zapotrzebowanie nie) czy też spadała (bo ludzie nauczą się oszczędzać, zmienią rodzaj paliwa, a przy okazji spodziewane spowolnienie gospodarcze ograniczy popyt na surowiec) – tego nie wiedzą nawet najstarsi nafciarze z Teksasu, a tym bardziej finansiści.
Świat finansów i inwestycji jest ostatnio jak kolejka górska w wesołym miasteczku, idąca od szczytów do dna, od bańki do bańki. Ale tym, którzy z niej spadną, nie jest wcale do śmiechu.
Komentarze
Swiat nie jest tak zagadkowy jak to moze sie wydawac. Cena zlota w USD rosla bo dolar sie dewaluuje dzieki drukowaniu pieniedzy bez pokrycia przez Bank Rezerwy Federalnej. W marcu Miedzynarodowy Fundusz Walutowy rzucil na rynek 240 ton zlota co na jakis czas ustabilizowalo jego cene. Jak sie wydaje porcja ta zostala obecnie rozkupiona i stad szansa, cena zlota pojdzie do gory. Chyba ze MFW , ktory ma w zapasie okolo 2000 ton zlota znowu zanterweniuje aby ratowac dolara. Co do ropy to jej cena w zlocie jest raczej stabilna i nie ma oznak wskazujacych na wyczerpywanie sie zloz. Zo 1 uncje trojanska zlota otrzymujemy przecietnie 6 do 8 barylek ropy. Natomiast cena ropy w USD fluktuuje w zaleznosci jak zmienia sie relacja USD- zloto. W podobny sposob zreszta utrzymuje wartosc zlotowki (na zbyt wysokim poziomie ) nasz NBP.
Jesli nie bedzie dalszych interwencji na rynku zlota to cena zlota osiagnie wartosc 1700USD/oz. okolo roku 2010.
Ciekawe. Pytanie tylko ile razy MFW jest w stanie rzucać na rynek 250 ton złota w celu ratowania dolara. Przecież całego złota się nie wyzbędą? Druga sprawa to pytanie jak długo Chiny wytrzymają presję pikującego dolara i dokonają rozpaczliwego ruchu wymiany części dewiz lub zakupu złota? Może oprócz złota dobrze jest zacząć skupywać konserwy 😉
Wydaje mi sie,ze zasady prywatnego inwestowania sa w gruncie rzeczy bardzo proste.Mozna pobawic sie w spekulacje,gre na gieldzie,itd.,ale inwestujac tylko te pieniadze,ktore nie beda nam przez dluzszy czas potrzebne i z ktorych mozemy zrezygnowac(przynajmniej czesciowo)w razie straty.Nalezy wyzbyc sie iluzji przewidywalnosci rynkow finansowych,a przede wszystkim nie polegac na tzw.intuicji,decyzje inwestycyjne,podejmowane pod wplywem uczuc sa prawie zawsze falszywe.Istotna jest mozliwie szeroka,ale w granicach rozsadku , dywersyfikacja wlasnego portfolio.Ja stosujac te zasady zupelnie dobrze sobie poradzilem,private banking zapewnia mi sympatyczny dodatkowy dochod,jednak koncentruje sie nadal na swojej wlasciwej dzialalnosci zawodowej,czyli na tym,na czym sie znam.