2008: kupuj mieszkanie

To będzie dobry rok dla planujących zakup nieruchomości.

Gdy wiosną zeszłego roku cena metra kwadratowego mieszkania w Warszawie zbliżała się niebezpiecznie do bariery 10 tys. zł, a w innych dużych miastach przekroczyła 5-6 tys. zł, nic nie zapowiadało końca tej nieruchomościowej hossy. Pod biurami deweloperów odgrywały się dantejskie sceny, ustawiały się kolejki, tworzyły społeczne listy. Agenci nieruchomości i sprzedający stali się aroganccy, aby z klientów wydusić ostatnią złotówkę. W myśl zasady – nie podoba się, to czekają inni chętni.

Ten czas na szczęście mamy już za sobą. Agenci po kilku chudych miesiącach spuścili nieco z tonu. Podobnie jak sprzedający, którzy ograniczają wygórowane żądania i negocjują obniżkę ceny. W przypadku rynku nieruchomości zadziałały wreszcie żelazne prawa ekonomii. Ceny – od dawna oderwane od grubości portfela Polaków – musiały przestać rosnąć. Nagle stały się po prostu zbyt wysokie nawet dla ludzi dobrze zarabiających i podpartych bankowym kredytem do późnej starości. Dodatkowo wzrost stóp procentowych podniósł koszt kredytu.

Wbrew pozorom – z tego wypada się tylko cieszyć. Kupno mieszkania czy domu to w Polsce decyzja na całe życie i trudno się ją podejmuje, mając nóż na gardle. Teraz, gdy sytuacja się uspokaja, można decydować bez presji i racjonalnie. Co więcej – większość ekspertów jest zdania, że cały 2008 rok (a może i 2009) będą pod znakiem stagnacji na rynku nieruchomości. Ceny nie będą już galopować. Na wielkie spadki jednak nie ma co liczyć – dobre nieruchomości w dobrych dzielnicach będą trzymać wartość.  Lecz – o ile jeszcze niedawno kupowało się przysłowiową dziurę w ziemi – dziś można wybierać i przebierać. Deweloperzy, którzy do tej pory odsyłali chętnych z kwitkiem, teraz dają do wyboru w bród gotowych lokali. A często dorzucą gratis miejsce w garażu, wyposażenie kuchni, balkon, czy udzielą rabatu w wysokości VAT (7 proc.). Dodatkowo – w tym roku ruszy budowa 170 tys. mieszkań i domów. Podaż będzie więc rosła.

A popyt? Pozostanie stały tak długo, jak nie zaczniemy realnie więcej zarabiać. Potwierdzenie znajduje więc teza, którą konsekwentnie lansujemy na łamach POLITYKI: na dłuższą metę wzrost wartości nieruchomości jest możliwy tylko ze wzrostem zamożności Polaków.