Tydzień w gosPOdarce
Zbigniew Chlebowski, ulubieniec mediów ekonomicznych.
Fot. Andrzej Stawiński / REPORTER
Są pierwsze posunięcia gospodarcze rządu i pierwsze ich oceny.
Narzekałem niedawno na kompletny brak konkretów jeśli chodzi o działalność nowego rządu na polu ekonomii (wpis: Plany, plany, plany). W ubiegłym tygodniu pojawiły się wreszcie jakieś szczegóły, które warto zauważyć i skomentować.
Zaczęło się dobrze – w poniedziałek minister finansów Jacek Rostowski wyznał dziennikarzom, że planuje ograniczać deficyt finansów publicznych m.in. poprzez ograniczenie tempa wzrostu państwowych wydatków. Mają one rosnąć nie więcej niż 3 proc. rocznie (czyli o inflację). Mówiąc po ludzku – państwo ma dalej gospodarować, ale mając do dyspozycji takie same środki. Ten manewr zastosował już kiedyś – z dobrym skutkiem – Marek Belka, łatając budżetową dziurę. Ma on jeszcze jeden plus – wymusza racjonalne wydawanie publicznej kasy.
Pupilem dziennikarzy ekonomicznych został Zbigniew Chlebowski, szef klubu parlamentarnego PO oraz przewodniczący komisji finansów publicznych. Średnio raz dziennie przekazywał emocjonujące wieści z frontu walki o budżet. Generalnie Platforma stara się bardzo pokazać, że tanie państwo to dla nich nie są puste hasła. – Trzeba znaleźć pieniądze na podwyżki dla nauczycieli (2 mld zł) i obniżanie deficytu budżetowego (1,5 mld) – jak mantrę powtarzał Chlebowski i zapowiadał, że oszczędności nie ominą żadnego z ministerstw. Póki co konkretnie wiadomo tyle, że największe cięcia dotyczą służb specjalnych. Pesymiści twierdzą, że działanie rządu to typowe zabiegi marketingu politycznego, optymiści widzą zapowiedź przyszłej reformy wydatków państwa. Na razie trudno to jednoznacznie rozsądzić, ale racjonalizowanie wydatków w administracji to zawsze jest dobre posunięcie.
Donald Tusk z kolei dał wywiad w Financial Times, w którym zapowiedział odejście od polityki wrogości dla biznesu i przedsiębiorczości. W sprawie nadmiaru biurokracji, przeregulowania życia gospodarczego i milionów bzdurnych przepisów premier ma zamiar wyposażyć się w maczetę i „ciąć, ciąć, ciąć”. Będzie też pozbywał się udziałów państwa w przedsiębiorstwach.
Dalsze tropy w kwestii prywatyzacji podsuwają publiczne wystąpienia ministra skarbu Aleksandra Grada i jego zastępcy – Jana Burego. Obaj obiecują odpolitycznienie władz państwowych spółek oraz prywatyzację przez giełdę. Włącznie z prywatyzacją samej Giełdy. Ma być też sprzedany m.in. duży pakiet udziałów w PKO BP. Dobra koniunktura na rynkach finansowych sprzyja takiemu ruchowi. Widać niestety wyraźnie, że nowy rząd bezpieczniej czuje się w sferach biznesów „niematerialnych” (finanse itp.), bo zapowiadana początkowo prywatyzacja cięższego przemysłu rozwiewa się powoli w mgiełce gróźb związkowców i różnych grup nacisku. Politycy wycofują się z pomysłu szybkiego sprzedania resztek udziałów w KGHM, Orlenie i Lotosie. Co gorsze, wyraźnie nie kwapią się też z rozpoczęciem prywatyzacji kopalni (dyskretnie przyznał to nawet premier w rozmowie z Financial Times). To akurat bardzo zły znak – jeśli wypychać te spółki na giełdę, to właśnie teraz, gdy trwa koniunktura na rynkach surowcowych. Mówiąc szczerze miałem nadzieję, że Platformie uda się raz na zawsze zażegnać widmo wielomiliardowego dotowania przestarzałych kopalni, górniczych przywilejów oraz regularnych najazdów z kilofami na Warszawę.
Zakończmy jednak optymistycznie – rząd chce się dogadać z Eureko. Poprzedni wolał tupać nóżkami, co nas wszystkich mogło kosztować kilka miliardów zł. Ufff.
Komentarze
Nie jest posunieciem rozsadnym wyzbywanie sie producentow energii oraz zrodel surowcowych. Obecnie Polska jest nadmiernie uzalezniona od rosyjskiego gazu naturalnego. Tego nie bylo jeszcze do lat 70tych gdyz istniala ciagla produkcja gazu wodnego i koksu z wegla, ktorego w Polsce jest pod dostatkiem. Istotnie, gazownie byly zrodlem zanieczyszczenia srodowiska a gaz, skladajacy sie z CO i wodoru byl trujacy. Nie mniej, taka produkcja byla cakowicie pod wewnetrzna kontrola i przy ewentualnych zakupach gazu rosyjskiego (glownie metanu) Polska miala dobra pozycje przetargowa. Obecnie, bezmyslna decyzja o likwidacji gazowni spowodowala nadmierne uzaleznienie od dostawcow zagranicznych gdyz zasoby gazu naturalnego w Polsce sa ograniczone. Podobnie jest z wydobyciem wegla. Prawda jest, ze polski wegiel wydobywany w kopalniach glebinowych jest drozszy na przyklad od sprowadzanego z Australii. Nie mniej, jest to produkt wlasny, ktory uniezaleznia Polske od zawichrowan swiatowej koniunktury i problemow dostawczych. Pamietajmy, ze predzej czy pozniej wojna w Europie nastapi a z nia przyjda trudnosci w handlu zagranicznym i kryzys energetyczny. Te kraje, ktore beda uzaleznione od wspolpracy zagranicznej nie beda w stanie zapewnic swojej populacji warunkow przetrwania. Starajmy sie nie znalezc w takiej sytuacji, ze polskie byc albo nie byc bedzie lezalo od decyzji spoczywajacych w obcych rekach.
Proszę o skrupulatne zajęcie się własnie zauważonymi przez Pana grupami nacisku. Jeśli rząd nie wezmie górników i inne nacje związkowe krótko to z nami koniec.
Mam dosyć wysłuchiwania zastraszonych polityków którzy nie potrafią powiedzieć „basta”.
Sama wytwarzam swój fragment dochodu narodowego, sama działam na własne ryzyko i niestety nie mam żadnej możliwości aby wziąć cegłę i pójść na Warszawę po kolejnye pieniądze. Nie mam takiej mozliwości bo jestem zajęta ciężką pracą i nie mam takiej możliwości bo wiem, że aby coś dostać trzeba coś dać. Zanim pójdę po opiekę medyczna muszę na nią łożyć, zanim dostanę emeryturę muszę na nią łożyć. I to o wiele dłużej niż nasi górnicy. Żądam sprawiedliwości i zastanawiam się głęboko który artykuł Konstytucji mówi o tym ,że jedni są równiejsi od drugich. Dlaczego praca górnika wymaga przejścia na szybszą emeryturę, a co z mechanikami, marynarzami, lekarzami, sędziami itd. jola
Panie Piotrze
Pisze Pan: „Zakończmy jednak optymistycznie – rząd chce się dogadać z Eureko. Poprzedni wolał tupać nóżkami, co nas wszystkich mogło kosztować kilka miliardów zł. Ufff”. Rozumiem, że ufff to oznaka ulgi. Ja bym nie był takiej dobrej myśli. Myślę, że przyjdzie jednak podatnikom zapłacić za kilkuletnie bicie piany w sporze z Eureko. Holendrzy mieli konkretne plany, których nie mogli realizować i jak znam życie sowicie to sobie wynagrodzą odszkodowaniami. Pisałem o tym kilka dni temu na blogu Janiny Paradowskiej, więc nie chcę zanudzać. Więc, moim zdaniem, będzie jednak ta narodowa hucpa nas sporo kostować.
Pozdrawiam
Bobola: Masz trochę racji, ale pamiętaj, że Orlen i Lotos to nie są „producenci energii oraz zrodeł” surowcowych, tylko przetwórcy i sprzedawcy towaru, dostarczanego przez Rosjan. Kwestia, czy stacja na której tankujesz należy do państwa, czy jest prywatna, nie ma nic do rzeczy z bezpieczeństwem energetycznym Polski.
Taniec PO wokół Budżetu komentowałam na blogu red.Daniela Passenta, może po prostu wkleję tamten wpis:
Teresa Stachurska pisze:
2007-11-26 o godz. 11:48
Budżet 2008: http://biznes.onet.pl/0,1647406,wiadomosci.html . Nadal to samo. Admnistracja publiczna kosztuje 60 mld zł. Spodziewać się można było, że skoro tę wielkość PO krytykuje to te koszty obniży?
Jest z czego, bo 60 mld na ten cel to o wiele za dużo w Państwie na dorobku, jest po co skoro 80 % społeczeństwa żyć musi za mniej niż wynosi minimum socjalne, do tego wielkość tego minimum drastycznie obniżono. 20 % z 60 mld zł to 12 mld zł. Czemu nie słyszymy, że jest możliwa taka oszczędność?, bo że jest ja nie wątpię.
Obniżanie kosztów utrzymania administracji publicznej ma w budżecie 2008 polegać na tym, że podwyżki wynagrodzeń dla urzędników będą niższe od obiecanych (nawet 40 %!) i koniec. Koszty ogółem tej administracji w 2008 mają być wyższe… Uważam, że to największy gol do własnej bramki rządu PO i PSL.
W następnych wyborach udział weżnie 25-15 % społeczeństwa. Będzie jak z wahadłem: wprawione w ruch zręczną kampanią (Panu Bogu świeczka) zaprowadziło do urn 53 % uprawnionych, teraz sprzeniewierzenie się obietnicom (diabłu ogarek) cofnie wahadło od poprzedniego 40-procentowego “standardu” proporcjonalnie (do 25%) albo i ponad proporcjonalnie (15%, czy jeszcze mniej?), bo największym wrogiem demokracji jest nędza.
Boje sie ekonomii
Szanowny Redaktorze!
Surowcow badz produktow energetycznych (jak ropa czy benzyna) , ktorych produkcja w kraju nie jest wystarczajaca oczywiscie zastapic nie mozemy. Kto zajmie sie dystrybucja zakupionych paliw ma znaczenie drugorzedne pod warunkiem, ze takiej dystrybucji wogole nie odmowi. Mialem na mysli sytuacje z gazem opalowym, ktory mozna by produkowac w kraju oraz z planowanym a czesciowo juz dokonanym wyzbyciem sie firm zajmujacych sie dystrybucja i produkcja energii elektrycznej.
Z amerykańskim doświadczeniem w polskie perspektywy: http://www.gazetawyborcza.pl/1,75480,4723729.html .