Jesienne klimaty
Ponury nastrój za oknem udzielił się chyba gospodarce.
Po kilku tygodniach względnego spokoju, ba, nawet powrotu optymizmu i pobiciu przez polską giełdę rekordu wszech czasów, na rynkach finansowych nastroje znów się skwasiły. Klimat gospodarczy w ostatnim półroczu przypominać zaczyna powoli sinusoidę, w której na przemian przewagę zyskują zwolennicy trwania koniunktury oraz rzecznicy rychłego krachu. W ostatnich dniach królują ci drudzy.
Giełdowy guru George Soros oraz legendarny szef amerykańskiej Rezerwy Federalnej Alan Greenspan wyrazili swe obawy co do możliwej recesji w gospodarce USA. Oliwy do ognia dolał aktualny szef Fedu, Ben Bernanke, który przyznał, że sytuacja na rynkach finansowych jest niestabilna, a do tego wzrost PKB w USA zwolni znacząco w ostatnim kwartale roku. Co gorsze – zdaniem Bernanke – spowolnienie to może ciągnąć się jeszcze przez kilka miesięcy. Komisja Europejska z kolei opublikowała swoje przewidywania co do wzrostu PKB w Polsce. Zdaniem Brukseli będzie on zwalniał z 6,5 proc. w tym roku, do 5,6 w 2008 r. i 5,2 proc. w 2009 r.
Zeszły tydzień nie był dla giełd radosny. Taniejący dolar (pisałem tutaj) oraz mocno drożejąca ropa były jedną z przyczyn znacznych spadków na giełdzie. W Nowym Jorku o 4 proc., w Warszawie też od tygodnia same spadki. Dzisiejsza Rzeczpospolita donosi, że największe giełdowe spółki dostały lekkiej zadyszki – czyli ich przychody w III kwartale rosły wolniej niż w drugim.
Wszystkie te złe wiadomości kumulują się powoli. No i jeszcze ta fatalna pogoda za oknem. 😉 Jak nic czeka nas jesienna depresja. Myślę jednak, że czarnowidztwo nie jest tu do końca uzasadnione. Nawet odtrąbione przez media spowolnienie tempa rozwoju gospodarczego Polski. To przecież wciąż powyżej 5 proc. wzrostu rocznie, i to w kraju, który wymaga gruntownej reformy finansów publicznych. Choć znajdą się pewnie i ci, którzy zaraz w komentarzach napiszą, że to wszystko wina PO, że ci, co głosowali na liberałów, mają teraz za swoje, bo za rządów PiS-u gospodarka kwitła…
Komentarze
Jest cos dziwnego, w pozytywnym sensie tego slowa, ze dwa ostatnie lata byly okresem niezwyklego wzrostu dochodow Skarbu Panstwa. W okresie od roku 1997 do 2004 zarowno dochody jak i wydatki wykazywaly rozbiezny trend liniowy (wydatki rosly znacznie szybciej niz przychody). Wrozylo to katastrofe finansowa III RP. Po dojsciu do wladzy PiS trend wydatkow sie nie zmienil ( wzrasta nadal liniowo z ta sama predkoscia) ale dochody Skarbu Panstwa w latach 2005 i 2006 wzrosly znacznie i nieproporcjonalnie z przyczyn, ktore sa dla mnie w tej chwili niejasne. Efektem byla zmiana trendu na potegowy co wrozylo (jak podawalem) mozliwosc osiagniecia zbilansowanego budzetu panstwa. Byc moze, ze antyaferalny program PiSu spowodowal zmniejszenie poziomu afer i okradania Skarbu Panstwa. Teraz, oczywiscie mozemy sie spodziewac powrotu do stanu Republiki Aferalnej co powinno odbic sie na przychodach Skarbu Panstwa. Czy tak bedzie zobaczymy za rok. Obecnie zas proponowalbym aby dla obnizenia wartosci PLN Bank Polski rozpoczal interwencyjny skup zlota co spowoduje wzrost ilosci pieniadza w obiegu i spadek kursu zlotowki. O innych mozliwosciach poprawienia oplacalnosci eksportu polskich towarow wspominalem uprzednio.
Bobola,
może byłbyś tak uprzejmy , i zechciał skomentować mój ostatni wpis ze”Słabnącej zieleni”, który był moją odpowiedzią w naszej polemice, na temat o którym prawdopodobnie dzisiaj wspominasz.
Pozdrawiam, Eddie
Eddie;
ad: 11/11 g.10:42
Przepraszam, ze nie zwrocilem uwagi na Twoj wpis. Jak wspomnialem, nie jestem specjalista od kwestii podatkowych. To cala wiedza, ktora w wypadku miedzynarodowych korporacji zajmuja sie specjalne firmy. Nie rozumiem niestety co konkretnie proponujesz dla stymulacji polskiego eksportu stad nie moge Ci odpowiedziec. Ogolne mechanizmy sa takie jak napisalem i nie wydaje mi sie aby cos jeszcze nowego mozna by wniesc do tego zagadnienia. Obecnie glownym powodem spadku USD jest to, ze banki centralne i przmyslowi inwestorzy skupuja zloto co automatycznie znaczy ze zwieksza sie podaz dolara na rynku. Obecnie NBP tak steruje PLN aby utrzymac ( w przyblizeniu) stala cene zlota. Wyzej proponuje aby pojsc w slady innych bankow centralnych i probowac ta droga zwiekszyc podaz PLN na rynku co powinno stymulowac eksport oraz rynek wewnetrzny. Inna mozliwosc to obnizenie stopy procentowej co jednak oznaczaloby inflowanie PLN .
Bobola,
zależało mi na Twoim komentarzu do sytuacji, zainspirowanej u mnie Twoją propozycją proeksportowego kursu naszej waluty. Załóżmy, że w momencie wprowadzenia dla eksportu, wymiany 1USD= 5PLN, pojawiają się w Polsce inwestorzy zagraniczni, którzy uruchamiają u nas produkcje pod taki kurs , produkcja 100% na eksport. Tania praca już jest dla nich atrakcją. Polska dodatkowo z własnej woli dorzuca im wysoką premię podczas wymiany walut, a oni , po opodatkowaniu tej nadwyżki kursowej, opodatkowują ją , a za to co z niej pozostanie będą wykupywać np. polskie obligacje skarbowe, atrakcyjne grunty itp. Na pierwszy rzut oka wygląda mi to na samonapędającą się maszynkę , w której Oni, wykupują NASZE, za sponsorowane przez NAS waluty. Może się mylę.
Pozdrawiam, Eddie.
Eddie;
Nie zrozumielismy sie. Chodzilo mi o wyzszy od zwyczjnego kurs z jakiego mogliby korzystac zgraniczni importerzy towarow produkowanych w Polsce. Urok wlasnej waluty polega bowiem na tym, ze kazdy zagraniczny klient polskiego przedsiebiorstwa musi, dla zakupienia produktu, ktory go interesuje, uprzednio wymienic swoja walute na PLN. Jezeli NBP pozwoli mu na zakup PLN po wyzszym kursie (czyli dostanie wiecej PLN za n.p. USD) to cena jaka zaplaci bedzie taka sama w Polsce jaka jest dla kupcow lokalnych. Natomiast cena importowanego produktu polskiego w kraju importera bedzie nizsza (gdyz zuzyl na kupno mniej UDS) co spowoduje jego rynkowa atrakcyjnosc w kraju sprzedarzy. W ten sposob nie naruszamy rownowag handlowych ani w kraju importera ani w kraju eksportera. Po prostu czynimy polskie towary bardziej atrakcyjnymi cenowo na rynkach zagranicznych i to bez dumpingu (czyli sprzedazy ponizej kosztow produkcji).
Pozdrawiam znawców od „Kópna i sprzedarzy”.
Panów dywagacje nie wnoszą nic istotnego w kontekście felietonu Adama Szostkiewicza.
Natomiast Szostkiewicz ucieka od meritum przyczyn szukając ich uzasadnienia w pogodzie.
Proponuję Panom wywołać kolejną wojnę, tym razem z Iranem, co niewątpliwe poprawi ich nastroje i prognozy.
Bobola,
dziękuję za wyjaśnienia i poświęcony czas.
To co opisałeś w ostatnim twoim wpisie, jest dla mnie jasne. Ja maniakalnie drążę wątek, w którym, mówiąc brutalnie, cwany pruducent z Zachodu, dajmy na to, przerzuci swoją produkcję do Polski, skorzysta z taniej siły roboczej, a poza Polską uruchomi firmy- słupy, które nie będą z nim formalnie związane, w celu „kupowania” jego polskiej produkcji i będą je sprzedawały na obecnych jego zewnętrznych wobec Polski rynkach. Dla tak lukratywnej wymiany w biznesie nawet kiedy się śpi , to się myśli. Przypomnę naszego Kluskę, który w trochę innym celu, ale też nieżle kombinował. Przykład z wykupem polskich obligacji, czy gruntów, miał w spisób bardziej subiektywny zobrazować „atrakcje” , jakie podejrzewam mogłyby mieć logiczną rację bytu.
Eddie;
Celem kazdego kapitana przemyslu czy handlu jest wypracowanie zysku. Co z tym zyskiem zrobi to juz jego sprawa. Pamietaj jednak, ze w operacji, ktora opisuje obcy przedsiebiorca nie wypompowuje z Polski zadnych narodowych zasobow. NBP jako bank emisyjny produkuje pieniadz, ze ktorym wlasciwie nic nie stoi. Produkcja banknotu 10 zl kosztuje tyle samo co 100zl a kwoty na nich podane nie odpowiadaja jakiejs okreslonej ilosci np zlota (tak jak to bylo za II RP czy nawet nominalnie po wojnie gdzie na banknotach byla notatka informujaca o (iluzorycznej) wymienialnosci na zloto). Tak wiec NBP po prostu stymuluje proces wymiany towarowej, ktora bez tego bylaby nieoplacalna w kraju importera. Pamietaj bowiem, ze rzadko sie zdarza, zeby polski producent mial absolutna wylacznosc na wytwarzany towar. Cena polskiego towaru w kraju importera nie moze zbyt odbiegac od ceny takich samych towarow wytwarzanych przez inne kraje. Polska korzysta na dochodach z eksportu , co zmniejsza deficyt handlu zagranicznego oraz na mozliwosci powstawania miejsc zatrudnienia a wiec na spadku bezrobocia i podatkach jakie placa osoby zatrudnione.
Bobola,
strasznie mi głupio, że „się przyczepiłem” tego tematu, przepraszam i obiecuję,że to ostatni raz. Sądzę , że jesteś profesjonajistą od finansów i nasze „rozmijanie ” się w porozumieniu, co do prostej w sumie kwestii o właśnie Twój profesjonalny punkt widzenia. Zawodowcy od finansów widzą wszystko w perspektywie ogólnej i syntetycznej. Moje podejście to tego problemu jest prodziczne i detaliczne.
Jest producent Zachodni, który na Zachodzie wytwarza wyroby , które tam sprzedaje. W pewnym momencie dowiaduje się o korzystnej wymianie walutowej dla zewnętrznych importerów,towarów wytwarzanych w Polsce. Produkcję wytwarzanych tam wytworów , jako inwestor,mile u nas witany -uruchamia w Polsce. Podstawione przez niego pośredniczące w sprzedarzy jego „polskich” produktów, jako firmy-słupy występują stricto jako importerzy produktów, które on u nas produkuje , i sprzedają je na jego dotychczasowych rynkach. Na samym przeniesieniu produkcji do Polski, nic nie traci, a w przewidywalnej perspektywie czasowej zyskuje. Jego firmy-słupy , dzięki korzystnej wymianie walutowej , potaniają te wyroby o korzystny kurs wymiany walut.Wyroby sprzedają po dawnej cenie, kiedy produkcja była u nich, na zewnątrz Polski. Za to potanienie produktów jego firmy -słupy, po zapłaceniu u siebie podatków, pomimo, że pieniądz ma wartość umowną, jak słusznie piszesz, mogą wykupywać np. polskie grunty, które mają już wartość rynkową i trwałą.
Mój mózg zapętlił się na takiej opcji, i nijak nie mogę pozbyć się poczucia słuszności takiego myślenia.
Prośba do pana Redaktora Piotra Stasiaka,
może byłby Pan uprzejmy zabrać głos w powyższej kwestii, jako arbiter.Sprawa ciągnie się od „Słabnącej zieleni” , a czuję ,że moje nadużycie uprzejmości Pana Boboli, zostało przezemnie mocno nadwyrężone.
Pozdrawiam obu Panów, Eddie
Do Boboli i Eddiego,
Z podziwem śledzę Waszą dyskusję, jest naprawdę na najwyższym poziomie.
P.S.
Eddie,
niepotrzebnie się frapujesz. Nawet jeśli towar wytworzony w Polsce po jego eksporcie miałby zostać zniszczony , to nam i tak by się to opłaciło.
Bobola,
mam jeżeli można, jedno pytanie: czy tego typu gra kursowa nie zostałaby potraktowana przez Komisję Europejską jako swego rodzaju pomoc publiczna?
Moja postawa bierze się z czasów „rubla transferowego”.
Tu mam dwie zasadnicze wątpliwości, z których jedną systematycznie drążę.
1..Inwestor , który ma nieczyste intencje, i zysk z działalności w Polsce traktuje instrumentalnie, do akceptacji zerowego zysku włącznie.
2.Jeśli takie „manewry ” z kursami walut przez NBP są możliwe i bezkarne w bilansie zasobówe walutowych tej instytucji, to w/g mnie jesteśmy o krok od ustalania kursów wymiany walut przez NBP, przy spłacaniu naszych długów. Problem w tym , że my ,Polska, mamy tylko matryce do drukowania złotówek.
Magrud,
za miłą postawę ,już jesteś dla mnie ładniejsza od typowego polskiego zawistnika o dodatkowe 10 stopni.
Pozdrawiam, Eddie.
Zyga,
„Kópna i sprzedarzy”- to pewnie Twój rodzaj poczucia humoru, taki prześmiewczy żart.
Zamiana red.Piotra Stasiaka na red.Adama Szostkiewicza, to już jakieś intelektualne szachy, przy których wysiadam. Wojna z Iranem, to rozumiem klamra stylistyczna do „Kópna i sprzedarzy”. Fajny z Ciebie gość, napewno w swoim środowisku jesteś bardzo lubiany.
Pozdrawiam,Eddie
P.S.
Od dłuższego czasu obserwuję blogowicza „Starą Żabę”, który nic!!! od siebie nie pisze, tylko od czasu do czasu -na kogoś sobie „rzygnie”, jakby to mogła powiedzieć z dużym wdziękiem i czuciem słowa, najbardziej brawurowa ze wszystkich -blogowiczka M.
Drodzy Panowie Edi i Bobola, z fascynacją czytam waszą dyskusję. Prawdę mówiąc trudno mi wystąpić w roli arbitra w tej sprawie. Tym bardziej, że – niestety – moja wiedza w tej materii na tak wysokie poziomy się już nie wznosi, obiecuję więc solennie przygotować się do tematu, spotkać się z paroma ekspertami i kiedyś zrobić o tym oddzielny wpis 😉
Panie Redaktorze,
w swoim imieniu dziękuję za dostrzeżenie w naszej wymianie myśli z panem Bobolą , wartości ,wartej rozstrzygnięcia.
Pozdrawiam, Eddie.
magrud;
Nie wiem co zadecydowalaby Komisja Europejska w tym wypadku gdyz nie znam przepisow unijnych a sprawa nie jest prosta, gdyz w wypadku interwencji NBP nie bylaby to kwestia pomocy publicznej dla konkretnego producenta tylko kwestia panstwowej polityki finansowej. Jednym z defektow przystapienia do UE a w dalszej kolejnosci wprowadzenia EC i EBC jaka banku nadzorujacego jest utrata przez Polske mozliwosci podejmowania decyzji o finansach wlasnego kraju .
Eddie;
Kazdy wytworca zna (lub powinien znac)koszty wytworzenia danego produktu. Zazwyczaj kupujacy hurtownik a w dalszym ciagu procesu dystrybucji i detalista usiluja sprzedac produkt za cene okolo 3 razy wyzsza niz cena kupna od poprzedzajacego czlonu lancucha dystrybucji. To dotyczy zarowno sytuacji w kraju jak i wtedy gdy zagraniczny hurtownik importuje polski produkt. Minimalna cena jaka importer musi zaplacic bez straty dla producenta jest rowna kosztom wytwarzania. Tak byloby , na przyklad, gdyby importer byl wlascicielem fabryki w Polsce wytwarzajacej towar na eksport. Istnieje tez jednak naturalna granica ceny w kraju importera, ktorej on nie moze przekroczyc. Jest to cena podobnego produktu dostarczanego na rynek przez konkurencje badz tez cena jaka konsumer jest sklonny zaplacic za istotnie unikalny produkt. Jesli koszty wytwarzania produktu przeliczone na walute importera sa bliskie lub przekraczaja maksymalna dopuszczalna cene produktu na rynku zbytu to nasz towar nie jest sprzedawalny ( nie mowiac o konkurencyjnosci) na rynku importera. Glownym czynnikiem sa tu koszty pracy. Jesli wiec nie chcemy obnizac plac to albo musimy zrezygnowac z eksportu albo zastosowac jedna z metod, o ktorych pisalem aby uzyskac w wyniku akceptowalna cene sprzedazna na rynku importera.
Bobola,
Muszę!
Po pierwsze -nie ma w handlu sztywnych zasad, jeśli chodzi o poziziom narzutów w kolejnych ogniwach łańcucha dystrybucji. Znam przypadki, gdzie elastyczny hurtownik w jednym prosukcie godzi dię na zysk 2-3% jeśli jedt bardzo duży obrót, przy innym produkcie osiąga 15% ,a czasami , „musi” dołożyć 150%narzutu.Ci handlowcy robią prawdziwe pieniądze. Znałem takich, którzy radośnie ,z automatu dorzucali zawsze min 100%,bo tak robią inni. Ceny dla klienta stawały się w automatycznym generowaniu marż często tak zaporowe, że bankrutowali. Są firmy, które potrafią w pierwszym kroku narzucać olbrzymie marże, ale skuteczność ,poparta jest subtelną kalkulacją dalszych obniżek, promocji etc. Skutecznie to robią wielkie koncerny, które mają odpowiednio silną pozycję rynkową, dowolny kapitałitd, jednak „nie radzimy wszystkim powtarzać tego w domu.
Po drugie.Jestem Koziorożcem, dlatego pewnie ten mój upór w drążeniu Twojej koncepcji korzystnej wymiany walutowej dla importerów polskich produktów. Pozostałe mechanizmy osiągania lepszej pozycji eksportowej są oczywistę , więc proszę ,skupmy się na mechaniżmie „walutowym”, szczególnie na ewentualnych skutkach jego zastosowania,co mnie od samego początku interesowało. Przedstawię moje wątpliwości w prostej analizie cyfrowej. Użyte liczby mają charakter syntetyczny,pomijam nieistotne dla tego przypadku wartości marż ,prawdziwości kosztów uzysku etc. Czysta, logiczna abstrakcja.
1.Zachodni producent X wytwarza u siebie produkt Y po kosztach 10USD za sztukę i sprzedaje na zewnętrznych rynkach wobec Polski po 15USD
2.NBP wprowadza dwa kursy wymiany USD/PLN :a/standardowy-2,5PLN=1USD
b /dla importerów towarów z Polski-5 PLN=1USD -co Ty zaproponowałeś
3.Zachodni producent X uruchamia w Polsce produkcję wyrobuY ,wyłącznie/dla uproszczenia/ dla dotychczasowych odbiorców w firmie K.
4. Dla uproszczenia zakładam, że koszty produkcji w Polsce są takie same jak na Zachodzie.
5.Producent X uruchamia w zewnętrznym kraju wobec Polski firmę -słup Z -pośrednka w sprzedaży jego prosukcji z Polski do dotychczasowych odbiorców.
6.Pośrednik Z wymienia w NBP 10 USD na zakup produktu Y po kursie 5 PLN=1USD i otrzymuje 50PLN równowartość 20USD
7. Pośrednik Z za otrzymane pieniądze kupuje DWA produkty w firmie polskiej -K
sprzedane po zachodnich kosztach produkcji.
8. Wywozi te dwa produkty za polską granicę i sprzedaje swojemu dotychczasowemu odbiorcy po 15USD.
9. Jeden z tych produktów daje mu „tradycyjny ” zysk osiągany na tej produkcji przez jego firmę X, a drugi, jest „Czystą promocją „polskiego NBP , 15USD- bez żadnych kosztów uzysku.
Za zysk z tego drugiego Nbp może stać się „sponsorem” wykupu np. polskiej ziemi.
To tyle.Jeśli się mylę , to proszę o korektę powyższego.
Pozdrawiam ,Eddie.
P.S. Nie bardzo też rozumiem syndrom Kluski, nie było mnie wtedy w kraju. Z tego co wiem, państwo polskie wprowedziło przepisy dyskryminujące naszych producentów komputerów, na rzecz importerów.Kluska , ratując się przed bankructwem eksportował swoje produkty do Czech ,żeby stać się ich importerem i osiągnąć uprzywilejowaną pozycję importerów. Jeśli więc Kluska działał całkowicie zgodnie z przepisami, a ustawowa regulacja nie wynikała z rzeczywistej potrzeby, tylko była ustawowym „przekrętem” wylobbowanym przez importerów, to powinniśmy mieć drugie „Lub czasopisma”.
Eddie;
Kazdy czlon lancucha dystrybucji moze oczywiscie sprzedawac swoje towary po cenie jaka sobie wybierze. Z regula trojcy zapoznal mnie Business School of St.Thomas University (Minneapolis). Chodzi tu o to, aby wypracowac nadwyzki pozwalajace zniesc zla passe , kradzieze i inne straty losowe. Przedsiebiorcy, ktorzy maja bardzo niewielki margines zysku moga to istotnie nadrobic duzym obrotem o ile ich towar cieszy sie takim popytem przez dluzszy czas. To jednak rzadko sie zdarza gdyz na widok wyraznego przeboju rynkowego szybko pojawia sie konkurencja a z nia wyscig cenowy.
Co do Twojego przykladu to robisz zalozenie, ze ceny produkcji w Polsce i w kraju importera sa takie same. To nie jest sytuacja typowa gdyz na ogol producent szuka nizszych kosztow produkcji kiedy usiluje zadac sobie trud przeniesienia srodkow produkcji za granice i narazenie sie na kaprysy obcego rzadu oraz koszty transportu. Z tego powodu, na przyklad, wiekszosc produkcji z USA przeniosla sie do Azji. W wypadku, o ktorym piszesz najprawdopodobniejsza decyzja producenta byloby zamkniecie fabryki w swoim kraju i ograniczenie towarow do tych wytwarzanych w Polsce przy jednoczesnym obnizeniu ceny sprzedaznej towaru (np. do $12.5) dla zwiekszenia obrotow. To byl los, ktory spotkal wiekszosc jesli nie wszystkie zaklady wlokiennicze oraz elektroniki domowej W USA. Polskim problemem nie jest to, ze jakis przedsiebiorczy jegomosc korzystajac z relacji wymiany czy sprzyjajacych okolicznosci wypracuje zysk i zysk ten zuzyje na takie czy inne inwestycje w Polsce. Ludzi z kapitalem nie brakuje na swiecie. Dla Polski istotne jest zrownowazenie bilansu handlowego, zwiekszenie zatrudnienia i sciagniecie nowych technologii wytwarzania. Za tym zas ida zwiekszone sumy podatkow od wynagrodzenia jakie wplyna do Skarbu Panstwa. Trudnosc polega na tym, ze obecnie koszty produkcji w Polsce staja sie zbyt wysokie w porownaniu z kosztami produkcji w krajach azjatyckich. Jezeli nie chcemy wyscigu wynagrodzen w dol ( co zreszta byloby politycznym samobojstwem dla dowolnego rzadu) to trzeba znalezc sposob na obejscie tej trudnosci bez wprowadzania cel.
Problem Kluski nie jest mi znany i dlatego nie jestem w stanie komentowac tej sprawy. O ile mi wiadomo nie byl on oskarzony o zlamanie prawa. Najwyzej o ich tworcza interpretacje.
Bobola,
tego o czym ja dotychczas pisałem , w Business School of St. Thomas University na pewno nie uczą. W kontekście Twojego pomysłu o proekspotowej wymianie walut , poszukując ewentualnych słabych punktów Twojej propozycji, modelowo założyłem przedsiębiorcę nieuczciwego,który zechciałby ewentualne słabe punkty pomysłu brutalnie wykorzystać.
Sądzę, iż jako człowiek o mentalności Zachodu, absolwent amerykańskiej uczelni masz pewną barierę mentalną, oczywiście w 100% pozytywną dla Ciebie, gdzie nie możesz w pełni wczuć się w realia, obok których ja w Polsce żyłem .Mam tu na myśli polskie poszerzenie horyzontów myślenia, poza czysto profesjonalne rozważania.
Polecam mój wpis na blogu Pani red.Janiny Paradowskiej „Pod osłoną nocy”, gdzie opisałem przykład moich polskich doświadczeń z punktu widzenia mentalnego. Sądzę,żę Tobie mógłby być bliski przypadek opisanego tam obywatela Finlandii, gdze on z nieprawdopodobnym wysiłkiem intelektualnym usiłował uczciwie zrozumieć coś ,co w jego rozumieniu było nieprawdopodobnym absurdem.
Na pewno nie spotkałeś się z czym takim jak przetarg na wielkie, specjalistyczne prace budowlane, które wygrywały firmy nie posiadające ani jednej łopaty/!/ bądż posiadające kilka kompletów płetw dla płetwonurków/budowlane prace podwodne/. Tak bywało.
Wracając na chwilę do tematu głownego:
1.Koszty wytwarzania w polskiej filii K założyłem takie same, żeby nie bawić się w rozpraszające przeliczania. Takie same koszty produkcji w Polsce co na Zachodzie grożą tylko osiągnięciem zysku, opis więc nie utraci swej logicznej słuszności.
2.Wszelkie problemy stabilizacyjne polskiej filii K bierze na siebie macierzysta firma zachodnia X, wszak ona „obsługuje”całe przedsięwzięcie,zwłaszcza zyski.
3. Jeśli producent X ma ustabilizowany rynek na swój produkt po cenie 15USD, to nie widzę powodu, żeby bez zewnętrznej przyczyny musiał obniżać cenę sprzedaży. Byłby to szkodliwy automatyzm w działaniu. Ruchy cenowe muszą być wynikiem gry wszystkich parametrów, które ją współtworzą i kształtują.
4. Przy bardzo atrakcyjnej , proeksportowej wymianie walutowej, produkcja w firmie K /fila w Polsce? byłaby „ustawiana” pod wariant-Biznes na wymianie walut.
Nie musiałaby to od razu być inwestycja na poziomie fabryki samochodów.Wyobrażam sobie, że zachodni inwestor przywozi kilka swoich wtryskarek, na których produkuje jakieś elementy, część komponentów importuje , część zleca polskim kooperantom , którzy nie mają oferty eksportowej i chętnie wykonają kooperację po cenach krajowychitd itp. I biznes się kręci.
W latach osiemdziesiątych widziałem firmę, która pierwsze miliony zarabiała na produkcji uruchomionej w niezadaszonym kurniku, z którego z upływem czasu wyłonił się całkiem przyzwoity zakład.
Nasze rozważania proponuję wyabstrachować od wszelkich rozważań w kontekście zmieniających się warunków prowadzenia biznesu w ujęciu globalnym. Potraktujmy to jako abstrakcyjne ćwiczenie w oparciu o wykoncypowany, czysto teoretyczny przypadek.
Z sympatią Pozdrawiam, Eddie.
Nieuczciwe przedsiewziecia istnieja wszedzie. W USA nie jest ani lepiej ani gorzej z korupcja niz w Polsce. Bylo to ostatnio doskonale widac na przykladach firm uczestniczacych w odbudowie Iraku. Dlatego potrzebne sa instytucje takie jak CBA i wola ich stosowania, ktora idzie od kierownictwa panstwa. Natomiast jezeli mowie, ze nasz przykladowy przedsiebiorca obnizylby cene towaru wtedy gdyby moglby sobie na to pozwolic to powod jest prosty. Nieczesto mamy okazje dzialac w sytuacji gdy nie mamy konkurencji. Jesli w kraju wyscig cenowy ustalil wartosc towaru na $15 a nasz przedsiebiorca, dzieki praktycznie nizszym kosztom wytwarzania (ze wzgledu na proeksportowa polityke NBP) moze sobie pozwolic na sprzedawanie taniej to ma on szanse na wyeliminowanie konkurencji albo przynajmniej odebranie im czesci klientow. To zas zwiekszy jego obroty i w efekcie takze zyski. Przynajmniej do tego czasu kiedy konkurencja wpadnie na ten sam pomysl.
Bobola,
mój stan świadomości na temat korupcji w ogóle , w tym w USA , ujawniłem we wpisie z dn.2007.11.12. godz.20.11, na blogu Pani red.Janiny Paradowskiej-„Antykorupcyjne wyścigi i ich opłakane skutki” gdzie o USA napisałem:” W takich Stanach Zjednoczonych korupcja kwitnie równie intensywnie, jak szybko gasną coraz bardziej niemrawo chwalone prawa wolnościowe obywateli”.
Po drugie nasz „nieuczciwy przedsiębiorca ” nie popełniałby żadnego przestępstwa de facto, zwłaszcza korupcyjnego. On po prostu wykorzystał słabość rozwiązania z preferencyjną względem imporu polskich towarów, wymianą walut.I tyle.
W poprzednim moim wpisie, usiłowałem położyć jeden z akcentów mojej wypowiedzi na -abstrakcyjność,czysto teoretyczny charakter analizowanego przykładu.To tylko model, w którym analizy kształtowania się cen wyrobu nie mają żadnego znaczenia.
Cena wyrobu, też została użyta jako parametr z założenia stały. Przyjąć wszak można,że producent X , zanim ne zaczął „kombinować” sprzedawał wyrób po 15 USD, oraz że sprzedawałby, go po tej cenie jeszcze przez dziesięć lat-to tylko modelowe założenie. Fakt przeniesienia produkcji do firmy K w Polsce, nijak nie wiąże się ze zmianą ceny. Odbiorców to wcale nie dotyczy. Gdyby mechanizmy rynkowe w przyszłości wymusiły zmiany cenowe, to relacja między produkcją w firmie zagranicznej X , a produkcją w firmie K w Polsce pozosałaby zawsze niezmienna. Gdziekolwiek produkt Y byłby wytwarzany, byłby sprzedawany po tej samej rynkowej cenie.
Dla uczciwych przedsiębiorców,Twoja propozycja być może byłaby użyteczna, ale ja cały czas mówię wyłacznie o -BIZNESIE URUCHAMIANYM POD KORZYSTNĄ WYMIANĘ WALUT DLA IMPORTERÓW PRODUKTÓW Z POLSKI.
Piszę ,być może, gdyż w biznesie ,każda sztuczna modyfikacja musi być przeanalizowana przez wiele kryteriów, zarówno w krótkiej , jak i dłuższej pespektywie.
Doświadczenie uczy,że przedsiębiorcy w trudnych warunkach osiągają szczyty ekonomizacji produkcji, gdy jest trochę lżej , wysiłki na przetrwanie są mniejsze, konkurencyjność łagodnieje. Co wybrać?
Generalnie, z Twoimi analizami i opisami się zgadzam, podzielam je, ale przy wariantowych analizach kombinacyjnych na temat głowny , pozostaję przy swoim.
Pozdrawiam,Eddie.
Eddie;
Wydaje mi sie ze zbyt duza wage przykladasz do tego ze przedsiebiorca, jak rozumiem eksportowo importowy zarobi za duzo wykorzystujac proeksportowa polityka NBP jesli bedzie wlascicielem zarowno firmy produkujacej jak i importujacej. Nie wydaje mi sie aby to byla typowa sytuacja gdyz wymagaloby to pracochlonnego dzialania na rynkach obu krajow w celu wprowadzenia polskich produktow na obcy rynek. Pociagaloby to tez za soba znacznie wieksze naklady oraz ryzyko. W takiej sytuacji powiedzialbym, ze zwiekszony profit przedsiebiorczego Polaka jest calkowicie uzasadniony. Ale w gruncie rzeczy nie o to chodzi, ze przedsiebiorczy jegomosc sobie dobrze zarobi. Istotne sa korzysci jakie to przedsiewziecie przynosi krajowi w formie zwiekszonego zatrudnienia, podatkow i rownowazenia bilansu handlowego. Wklad NBP w stymulowanie takiej wymiany to tylko koszty druku banknotow i koszty administracji wymiany dwu poziomowej. Pamietaj, ze posiadacz kapitalu moze go zaiwestowac w miejscu dowolnym. Jesli uczyni to w Polsce to tylko dlatego, ze warunki tu panujace dadza mu wiekszy zysk niz gdyby zrobil to samo gdzie indziej. To , ze przy okazji zarobia jego pracownicy i Skarb Panstwa to jest tylko, z jego punktu widzenia, lekki minus. Po prostu koszty prowadzenia interesu. Na swiecie istnieje naprawde wiecej interesujacych i ladniejszych miejsc niz Polska. Jest wiec gdzie robic zakupy pod warunkiem, ze ma sie za co.
Bobola,
Drogi Bobola,
Najdroższy Bobola,
poddaję się , nie mam już sił.
W moim wpisie na tym blogu z 20.11.07,godz.12.01 starałem się wykazać „czarno na białym”- że na Twoim pomyśle, biznesmen, który poukłada klocki pod kaprys NBP, żeby importerom polskich towarów wymieniać dolara, po dwukrotnej stawce wymiany w pozostałych przypadkach-DOSTAJE ZA FRAJER 100% zysku – a Ty piszesz o innych miejscach na świecie, gdzie można robić równie bajeczne biznesy/?/.
Przyjacielu z blogu! Jeśli jesteś absolwentem amerykańskiej uczelni biznesu, jeśli mieszkasz faktycznie w USA, to hasło „100 zysku „za frajer” do wzięcia!” powinno cię pierwszym samolotem przywieżć do kraju przodków.To,że nasi producenci mogliby na tym skorzystać, to oczywiste,ale my nie o tym!
Zresztą ,nieważne, szkoda Twojego czasu na ten temat. Trochę pojedliśmy soli z jednej beczki, więc mam do Ciebie porcję sympatii, i niech tak zostanie.
Pozdrawiam więc Ciebie bardzo serdecznie, i na pewno do usłyszenia przy innej okazji,
Eddie.
Eddie;
Istotnie nasza dyskusja prowadzi donikad. Zauwaz, ze te doskonale warunki sa wynikiem niespelnionych w rzeczywistosci zalozen z Twojej strony oraz sa uwarunkowane wcieleniem w zycie jednej z moich propozycji, ktora zapewne nie spotka sie z uznaniem NBP.
Bobola,
pięknie spuentowałeś naszą polemikę, salomonowo. Tym bardziej mi przyjemnie z wykonanej przez nas wymiany myśli, że wartością nadrzędną była nasza mała debata, a nie walka o dopięcie swego. Takie wymiany są twórcze i rozwojowe . Cieszę się bardzo, że całość tak wypadła , a po niej czuję się bogatszy o różne skojarzenia i przemyślenia. Pochopne „przyklepywanie” skończonych racji ogranicza.
Dziękuję Ci za uczciwość w podejściu do naszej polemiki i za elegancki styl.
Wspomnę Ciebie przy toaście Noworocznym, Pozdrawiam,Eddie.