Słabnąca zieleń
Wartość amerykańskiej waluty sięgnęła dna. Cieszyć się z tego czy płakać?
Jak w starym dowcipie: wykres wartości dolara spada i spada i sięga już dna, a potem to dno przebije, a potem – kto wie – może nawet znajdzie ropę. Ten upadek mitu mocnego dolara, obserwowany właściwie permanentnie od 5 lat, pokazuje powyższy wykres (źródło: Bankier.pl). Zjazd iście imponujący – z ponad 4 zł do niecałych 2,5 za jednego USD.
O przyczynach – m.in. rosnącej niepewności co do przyszłości sektora finansowego w USA oraz dzisiejszej decyzji Banku Chin, o pozbyciu się części rezerw dewizowych w USD – napisano już wiele. Warto się jednak zastanowić, co tak naprawdę oznacza to dla nas.
Najpierw pozytywy:
– taniejące produkty z Ameryki – O ile ktoś ma w planie wielkie zakupy nowoczesnej elektroniki, to jest ten moment. Dotyczy to również zakupów na Amazonie i eBay. Cieszą się licencjobiorcy drogich programów komputerowych czy szpitale zamawiające sprzęt za Oceanem. Z dokładnie tego samego powodu spadek wartości waluty jest dobry dla gospodarki USA, bo stymuluje wzrost i oddala widmo recesji (a jak wiadomo recesję w USA odczujemy w kieszeni wszyscy).
– tanie wycieczki do USA – jeśli ktoś ma takie marzenie (np. niżej podpisany), aby zwiedzić ojczyznę Elvisa, przejechać ją całą autostradą 66, poczuć wiatr we włosach na Sunset Boulevard, to okazja jest świetna.
– powrót do emigrantów do kraju – dla niektórych młodych ludzi American Dream się skończył, bo zarobki w USA przeliczone na złotówki skurczyły się prawie o połowę. Niektórzy – znam takie przypadki – rozważają więc powrót do kraju, albo myślą o Irlandii.
– mniejszy szok cenowy na naszych stacjach benzynowych – na to pracuje zarówno słabnący dolar, jak i wzmacniająca się złotówka. W efekcie – choć ropa na świecie jest droga jak nigdy (dziś przez sekundę nawet 98 dol. za baryłkę), my wciąż mamy na stacjach bezołowiową 95 za 4,5 zł. Do czasu niestety – patrz niżej.
Teraz negatywy
– słabnący dolar to wzmacniające się euro, a więc spadek konkurencyjności cenowej produktów z naszego kontynentu w globalnym handlu (to spowalnia wzrosty gospodarczy Eurolandu). Do tego dochodzi jeszcze supermocna złotówka – w efekcie nasi eksporterzy ledwie dyszą.
– topniejące oszczędności w dolarach – ten problem dotyczy szczególnie starszego pokolenia, dla których banknot z podobizną Benjamina Franklina był zawsze symbolem mocy i trwałości. Ale problem mają też osoby, które zainwestowały w fundusze inwestycyjne rozliczane w USD. Jeśli ktoś ma jeszcze część oszczędności w dolarach i zastanawia się co robić, polecam ten poradnik. Chyba rzeczywiście najlepiej zaszaleć i wszystko wydać.
– gdy kurs dolara tak bardzo słabnie, drożeją surowce od lat uważane za alternatywę do lokowania oszczędności. Na przykład złoto, które skoczyło do 845,43 dolarów za uncję (zbliżając się do osiągniętego w styczniu 1980 roku rekordu wszech czasów 910 dolarów). Wzrost wartości surowców niestety oznacza też długofalowo skok cen ropy, przed czym mocna złotówka będzie nas chronić tylko do czasu.
Oczywiście powyższa lista plusów i minusów słabnącego dolara jest niekompletna. Czekam na kolejne propozycje w komentarzach 😉 Wiem, że tego bloga czytają też ludzie mieszkający i pracujący w USA, więc czekam na info – jak to wygląda z Waszej perspektywy?
Komentarze
Panie Redaktorze,
Jak zwykle, zgodnie zresztą z Pańską , dziennikarską misją-detalicznie.
Jesteśmy świadkami ,dawno zapowiadanemu przez Amerykanów, w formie cynicznej „prześmiewki”-przyśpieszeniu maszynek drukujących dolary. Oni świadomie szli na szaleństwo zadłużania się ich państwa na ile się da, gdyż mieli takiego rodzynka, jak dolar-„waluta światowa”, a maszyny drukujące w swojeim władaniu .Od zawsze, swoją niefrasobliwość finansową „wyrównywali” na fluktuacjach sezonowych kursu dolara. Teraz ich żarłoczność, ze względu na niewyobrażalne zadłużenie państwa , osiąga stan amoku żerowania.W takiej sytuacji „pasztet” ma cała reszta świata, my możemy tylko się przyglądać.Na pewno rozpoczęło się Wielkie Przesilenie w światowych finansach.Co z tego wyniknie -tego nie wie nikt.
Pozdrawiam, Eddie.
Jeszcze raz widac zle strony odejscia od oparcia USD o zloto.Uwaga ta dotyczy zreszta i innych walut rezerwowych (GBP, EC,JPY) . Brak stalego punktu odniesienia powoduje u politykow naturalna chec podtrzymywania w kraju z ktorego pochodza tendencji do zycia ponad stan i inflowania waluty narodowej. Dotyczy to zwlaszcza USA gdyz dolar jest swiatowym pieniadzem rezerwowym co powoduje, ze banki centralne innych krajow chetnie akceptuja dolary amerykanskie mimo, ze faktycznie nic za nimi nie stoi. To zas pozwala Stanom Zjednoczonym utrzymywac niezbilansowany budzet panstwowy i deficyt wymiany handlowej z zagranica. Obecny spadek USD jest konsekwencja spadku stopy procentowej. Ten ostatni zas zostal wymuszony rozpadem „babla” na rynku nieruchomosci. Ze wzgledu na wage tego rynku dla amerykanskiej gospodarki Bank Federalny zdecydowal sie na takie posuniecie mimo, ze obnizona stopa procentowa spowoduje trudnosci Skarbu Panstwa w sprzedarzy bonow USA, ktore sa faktycznie jedyna metoda dla finansowania dzialalnosci rzadu. Spadek wartosci USD w stosunku do walut innych krajow bylby dobry dla amerykanskiego eksportu. Niestety obecnie glownym towarem eksportowym USA sa surowce gdyz przemysl niemal calkowicie przeniosl sie do krajow o tanszej sile roboczej. Nie ma wielkiej nadzieji aby ceny pracy w USA osiagnely szybko stawke 25 centow/ godzine jaka dostaja obecnie pracownicy w Chinach i innych krajach Azji. Obecna placa minimalna w USA wynosi 5.5 USD/godz. i ma wzrosnac do 8 USD/godz. . W tym najlepiej przejawia sie nonsens wolego rynku, ktory powoduje biednienie wiekszosci populacji krajow rozwinietych tym samym oslabiajac rynek na towary importowane z krajow ubogich a jednoczesnie wzmaga wyzysk i zanieczyszczenie srodowiska w krajach , do ktorych przenoszona jest wiekszosc produkcji. Ten stan bedzie trwal tak dlugo, jak dlugo nie wprowadzone beda ponownie cla na towary importowane oraz kontrola miedzynarodowego przeplywu pracobiorcow, ktorzy obnizaja ceny pracy w krajach rozwinietych.
Bobola,
podałeś sensowną analizę, jednak na wprowadzanie ceł na towary importowane, czy
kontrola przepływu tanich pracobiorców, to dzisiaj mechanizmy historyczne. Wszyscy liczący gracze są w tym „umoczeni”, z struktura wzajemnych powiązań wszelkich interesów jest nierozstrzygalna.Praca niskokwalifikowana w krajach jeszcze/!/ wyżej rozwiniętych jest i pozostanie w stałym odwrocie.Szykują się niezłe tarcia społeczne, w przewidywalnym czasie.
Pozdrawiam.
Eddie;
Nie ma innych metod opanowania zjawisk ekonomicznych jakie obserwujemy niz te, o ktorych wspomnialem. Powrot do kontrolowanego przeplywu ludzi i towarow oraz wymienialnego na zadanie na zloto pieniadza to nie kwestia czy tylko kiedy. Byc moze konieczne bedzie przejscie przez etap rewolucji lub swiatowego kryzysu aby rozsadek mogl zatriumfowac. Byc moze sytuacja tak sie pogorszy, ze cywilizacja obecna skonczy sie w wyniku wojny swiatowej. Ale kryzys spoleczno-cywilizacyjny nadciaga wielkimi krokami a jego bezposrednim powodem jest globalizacja.
Dolar – nowa marka papieru toaletowego 😉
Bobola,
ponieważ faktycznie nie ma innych metod na regulację wymienionych przez Ciebie procesów ekonomicznych, to ni widać wyjścia z obecnej sytuacji.
Ja ,niestery ,mam dokładnie takie przewidywania jak Ty ,na kolejne odsłony problemu.
Medytuję, żeby zachować wewnętrzną harmonię.Epoka wrtości z drugiej połowy XXwieku musi się przesilić.Jeśli, nie zapanuje dyktat globalnego racjonalizmu, to i tak fenomen,jakim jest nasza cywilizacja,nie bardzo ma szanse na przetrwanie,ale równocześnie- żegnajcie nasze sentymentalne wyobrażenia o naszych ludzkich wartościach, które traktowaliśmy jako piękno życia.
Pozdrawiam,Eddie.
Słaby dolar to chyba jednak głównie efekt szaleńczego zadłużania
się rządu USA za Busha.Do tego dochodzi protekcjonistyczna polityka
Chin i innych państw eksportujących do USA co przekłada się na
gigantyczny deficyt handlowy. Kiedyś to musi pęknąć i może właśnie
się zaczęło. Nawiązując do powyżej toczonej dyskusji,to propozycje
wprowadzenia ceł i ograniczeń w przepływie ludzi i kapitałów jako
lekarstwa na poprawę globalnej sytuacji ekonomicznej i uniknięcie
konfliktów, wydaje mi się, że byłoby wręcz odwrotnie. Odejście od
globalizaji w tej chwili spowodowałoby globalną recesję i zaognienie
stosunków międzynarodowych. Jeśli chodzi o troskę o kondycję naszej
cywilizacji znaczy cywilizacji „białych” to myślę, że ma się świetnie.
Jednak trudno wymagać od reszty populacji światowej aby nadal
akceptowała fakt, że USA to 2% populacji a konsumuje 30% dóbr.
Nic się nie stanie gdy USA relatywnie zbiednieją w stosunku do reszty
świata, gdzie szybko stawki 0,25$ za godzinę przejdą do historii .
Globalizacja niesie za sobą również zmiany cywilizacyjne w zakresie
menalności i świadomości. Pozdrawiam
Jedynym rozwiązaniem (tu piję do Boboli, bo wojna światowa mi się nie uśmiecha) jest stopniowe, ale stanowcze upowszechnienie energii jądrowej. My musimy to zrobić pierwsi w Europie, inaczej Chiny i USA nas zmiażdżą.
To moim zdaniem powinno być głównym celem strategicznym Unii Europejskiej. Zaczynamy więc od edukacji społeczeństwa, ciężkimi pieniędzmi na badania naukowe i innowacyjne. Nie ma wyjścia – musimy odciąć się od paliw kopalnych, których przecież nie posiadamy zbyt wiele.
Zawsze pozostaje inwazja, kolonializm – ale to mi się też nie uśmiecha.
Ewald
Bądź realistą. Tu drogi się rozpadają po jednym sezonie zimowym a Ty chcesz reaktory budować? Daj spokój, ja nie chcę skonać na chorobę popromienną. Wolę pieszo chodzić i grzać się przy ognisku.
Pozdrawiam
Wojtku, ja mówiłem o celach strategicznych, czyli długoterminowych. Świadomości społeczeństwa nie przygotuje się na taką rewolucję ani w 10, ani w 20 lat. Można zbudować podwaliny. Praca naukowców mająca na celu zwiększenia bezpieczeństwa reaktorów to też nie jest 10 lat. Swoją drogą skażenie po słynnym Czernobylu nie było aż takie straszne, jak nam to mocarstwa paliwowe malowały a z tego co wiem, jeden z reaktorów wciąż pracuje na rzecz Finlandii…
Ewaldzie, niedokładnie Cię przeczytałem. Zrozumiałem, że piszesz o naszej krainie a Ty pisałeś o Europie. Jasne, że w krajach o wysokiej kulturze pracy i rozwiniętych technologiach powinno się budować elektrownie atomowe nowej generacji. Ja się boję tutejszych inicjatyw w tym zakresie. Polska do tego nie jest i niebędzie w perspektywie nawet 20 lat do tego typu inwestycji gotowa.
Pozdrawiam
Koszty produkcji energii sa osobnym zagadnieniem. Osobiscie zwrot w kierunku utylizacji energii jadrowej w Polsce uwazam za pomysl nieprzemyslany ze wzgledu na brak wlasnych zasobow rud uranowych oraz problemy ze skladowaniem odpadow na terenie stosunkowo niewielkiego i rownomiernie zasiedlonego kraju. W Polsce mamy natomiast duze zasoby wegla. Nowoczesne technologie energetyczne, takie jaki sa obecnie stosowane w USA pozwalaja na wzglednie czysta produkcje energii elektrycznej przy uzyciu tego klasycznego i bezpiecznego paliwa. W USA elektrownie weglowe pokrywaja ponad 55% zapotrzebowania na energie elektryczna przy cenie produkcji 2.07 centow/kWh. Wedlug danych USA (Nuclear Energy Institute) cena produkcji energii elektrycznej w elektrowni atomowej wynosi nieco mniej bo 1.83 centow/kWh. Cena ta zawiera koszty paliwa oraz utrzymanie i koszty operacyjne jednostki energetycznej. Nie sa w to wlaczone ceny usuwania, skladowania i przerobu paliwa. Gdyby je uwzglednic to koszty produkcji energii elektrycznej z paliwa jadrowego wzrosna do ok. 11 centow/kWh. Tak, ze praktycznie energia jadrowa jest najdrozsza obecnie forma energii (olej paliwowy – 3.18 c/kWh, gas nat. – 3.52c/kWh). Szacowanie cen produkcji energii jest utrudnione tez z tego wzgledu, ze dane dostepne sa produkowane czesto przez organizacje zainteresowane takim a nie innym wynikiem analizy oraz przez to, ze interwencje rzadow , przez obnizki podatkow i dotacje dla producentow, moga zrobic sztucznie oplacalnymi te formy produkcji energii, ktore faktycznie sa deficytowe (inny przyklad – biopaliwo oparte o olej rzepakowy czy benzyny z duza zawartoscia etanolu). Dlatego trzeba sie bardzo uwaznie przygladac propozycjom rozwiazywania problemow ekonomicznych, ktore maja daleko siegajace implikacje dla innych dzialow gospodarki. Na przyklad etanolizacja benzyny podwyzszyla koszty zywnosci (np. ceny cukru wzrosly o ok. 100%) . Podobnie intensyfikacja przemyslu fermentacyjnego spowodowala wzrost cen kukurydzy a co za tym idzie, cen zywnosci w krajach (jak Meksyk) gdzie jest to podstawowy skladnik zywnosciowy.
Mieszkam i pracuje US i Polsce. Slaby dolar to stary numer,duzy zawsze wyroluje malego. Tzw. trzeci swiat dostal od biznesu US urzadzenia do produkcji i lata „za darmo” pracowal na potege US. Jak chlopcy z Chin nazbierali kilka ton zielonego papieru do duzy nozyczkami skraca banknoty. Kto tu robi interes? Nie bylem w Chinach ale z ich potega nie nalezy przesadzac, oni jeszcze dlugo beda musieli sprzedac 500 milionow koszulek bawelnianych zeby kupic jeden europejski samolot szerokokadlubowy. Ropa nie jest droga, za owe 100 $ za barylke arabowie moga sobie kupic tyle co pare lat temu za 50$. Ponownie rodzi sie pytanie. Kto tu robi interes? Jak amerykanie wykupia za bezcen swoje obligacje rzadowe to wypija za zdrowie wyrolowanych.
Na rynku wewnetrzym dolar stracil niewiele, eksport jest tani a import…, Kto tu robi interes?
tao szatanski
o ile pamiętam problem z energią atomową jest taki, że większość dostępnych złóż uranu jest w rękach Rosji.
Inna sprawa to energia oparta na fuzji – to już inna bajka. Tyle że Bóg raczy wiedzieć kiedy powstanie pierwsze elektrownia. Na razie sensowne wydają się działania na rzecz ograniczenia energochłonności Europy.
Co zaś do dolara, to dolar jak dolar, ale euro osłabia się w stosunku do złotego z miesiąca na miesiąc. Eksporterzy już ledwo dyszą – jeszcze trochę i będzie cholerny kryzys.
Podatki zaporowe na granicach , przeciw tanszym produktom z dominujacej przemyslowo nad swiatem Anglii,pozwolilo rozwijajacej sie dopiero w XVIII wieku mlodej republice amerykanskiej na budowe wlasnej bazy przemyslowej.
W drugiej polowie XX wieku miedzynarodowe korporacje przekupily miejscowych politykow datkami na kampanie wyborcze,powodujac zanik miejsc pracy a co za tym idzie brak mozliwosci splacania kupionych na raty domow.
Zeby nie stracic wladzy, neokonserwatysci nie wprowadzili wyzszych podatkow,
by finansowac okupacje Iraku i Afganistanu,ale pozyczaja,zostawiajac splaty
na czas, kiedy beda spedzac wiek emerytalny w krajach egzotycznych,z dala od
gniewu wyborcow.Jedyny ratunek dla nas to samowystarczalnosc gospodarcza wzorem Japonii i Korei Poludniowej.
Atomowych elektrowni nie jest w stanie ubezpieczyc zadna firma,pracujaca w systemie wolnego rynku w Ameryce.Ryzyko i koszta sa zbyt wielkie.
Produkja paliwa do elektrowni atomowych jest niewiarygodnie energochlonna,
a koszta wieczystego skladowania ( chlodzenie i bezpieczenstwo) sa olbrzymie .
Po co sie dodatkowo uzalezniac od satrapow rosyjskich.
Mlyny wiatrowe,baterie sloneczne ( nawet w Kanadzie) i energia geotermiczna
( tylko dziesiec kilometrow pod ziemia w Australii) wydaje sie lepszym wyjsciem.
Francuzi,dajcie znac, jak atomowki pracuja u Was !
Wysoka wartosc PLN w stosunku do USD i EC jest, moim zdaniem, efektem sztucznego zawyzania kursu przez NBP. Przy bezinterwencyjnej wymianie walut kurs wymiany jest okreslony przez zapotrzebowanie zagranicznych handlarzy badz inwestorow na zlotowke. Jak wynika jednak z od lat negatywnego bilansu handlowego produkty polskie nie sa swiatowymi rewelacjami. Nie eksport wiec jest powodem popytu na polska walute. Czynnikiem atrakcyjnym moga byc polskie obligacje. Tutaj mamy moze przewage 1% nad swiatowym poziomem , ktory wynosi ok. 4.5% (chociaz sa panstwa oferujace znacznie lepsze warunki np. India czy Australia , mowie tu o 10 letnich obligacjach panstwowych). Ten 1% przewagi nie wydaje mi sie jednak byc decydujacym powodem wysokiego kursu zlotowki. Pozostaje mozliwosc, ze rzad polski wyprzedaje jakies nieruchomosci zagranicznym inwestorom (moze Slask, Ziemie Zachodnie czy Gdansk) co wymaga poczynienia przez nich duzych zakupow PLN. To by tlumaczylo raptowny wzrost dochodow Skarbu Panstwa w ciagu ostatnich 2 lat. Jesli i to jednak nie jest prawda to pozostaje woluntarystyczna interwencja NBP, ktory z jakis powodow winduje polska walute nie baczac na szkody jakie czyni eksporterom i zagranicznym pracodawcom polskich pracownikow. Powodem moze byc chec zlikwidowania resztek przedsiebiorstw, ktore wytwarzaja towary eksportowalne czyli dywersja ekonomiczna, ulatwienie splaty zaciagnietych dlugow w walutach zagranicznych czyli wzgledy finansowe Skarbu Panstwa lub lekkomyslnosc. Pozostawiam Szanownemu Redaktorowi i Kolegom Blogerom probe rozwiazania tego zagadnienia. Istnieje jednak prosta metoda ratowania polskiego eksportu. Nalezaloby wprowadzic podwojna relacje wymiany walut. Jedna ustalana przez rynek i nie zwiazana z eksportem polskich towarow i druga oferowana przez NBP wylacznie importerom polskich towarow. Na przyklad w regularnej wymianie relacja bylaby n.p. 1 USD = 2.5 PLN natomiast dla importera relacja taka wynosilaby 1 USD = 5 PLN. Czyli eksportowe towary bylyby o polowe tansze dla importujacego co promowalo by rozwoj tych galezi gospodarki, ktore maja cos interesujacego do sprzedania za granica. W efekcie roslby eksport i byc moze udaloby sie uczynic dodatnim bilans handlowy jednoczesnie rozwijajac zatrudnienie w kraju. Metode utrzymywania stalej relacji USD/ Yen chinski utrzymuje ChRL od lat i dobrze na tym dotad wychodzila jesli chodzi o rozwoj przemyslu eksportujacego dobra na rynek amerykanski.
Regulowana wymiana PLN dla eksporterów, ewentualnie dla odbiorców zagranicznych, chcących importować polskie towary? Hm, brzmi trochę jak Rubel transferowy .
Nie wiem, czy nie byłby to ostateczny gwóźdź do trumny polskiego eksportu. Ostatecznie jesteśmy na końcu tego bata pt. „wahania kursowe” i to nie my trzymamy jego rękojeść. Mówiąc inaczej nie mamy przełożenia na rynki, ze względu na relatywnie mała skalę polskiego biznesu.
Wprowadzając „brzytwę” regulowanego kursu prędzej się od świata kompletnie odetniemy, niż rozwiążemy faktyczny problem zmniejszającej się opłacalności polskiego eksportu.
Bobola zakłada, że w instytucje centralne w Polsce prowadzą działalność antypaństwową. Cóż, wszystko być może, ale ja osobiście uważam, że dopatrywania się „układu spiskowego” skutecznie oddala nas od postawienia diagnozy. Od zidentyfikowania przyczyny zjawiska.
Ostatecznie, czy wartość majątku w Polsce (państwowego), który w krótkim czasie (kilku lat) można sprzedać, jest porównywalna z wartością dotacji z UE?
Oni nam w PLN tych dotacji nie przyznają. Skoro nie przyznają ich w naszej walucie, tylko w euro, no to w którymś momencie musi nastąpić wymiana, czyli nabycie złotówki. Ja bym tutaj upatrywał „psa pogrzebanego”. Ta wstrętna Unia, która nas szprycuje dotacjami, powoduje, że PLN leci w górę.
Co z tym zrobić? Ot, choćby przestać trząść portkami, że wszystko nam podrożeje 4 razy, bo to bzdura i wprowadzić euro. Skończą się kłopoty z wahaniami kursu złoty/euro. Wydaje mi się, że bardziej dla Polski jest istotna stabilizacja w rozliczeniach w państwami strefy euro, niż USA, Japonią, czy Chinami. Poza tym, USD chyba w Polsce nie będziemy wprowadzać, tym bardziej jena – jakoś nie po drodze, nawet geograficznie.
Tak więc, nie odcinajmy się od świata, tylko się z nim lepiej integrujmy.
Tao szatanski,
To o czym piszesz, my wszystko wiemy.Przeczytaj,proszę, mój pierwszy wpis na tym blogu. My się zastanawiamy nad skutkami tego największego w dziejach „przekrętu:, który Ciebie tak Cieszy. „Przekręt” to tylko Szybki numer.Potęga Ameryki wyrosła między innymi na olbrzymim zaufaniu wzajemnym w biznesie.
Pozdrawiam,Eddie.
P.S. W latach 60-tych Japonia handlowała zapalniczkami długopisami itp, a o Korei Południowej nikt nie słyszał. Chiny , to jeszcze nie potęga gospodarcza na miarę Stanów, ale już nie nadają się do prostych pocieszań się.Pozdrawiam,Eddie.
Bobola,
w ekonomii „nowe pomysły”/ tu-zróżnicowane kursy wymiany złotego/mają taką właściwość, że się w którymś momencie źle bilansują.Sądzę, że mając wszystko tak upolitycznione jak u nas ,możemy tylku czekać na szczęśliwy zbieg okoliczności, jak zwykle zresztą.
Pozdrawiam,Eddie.
W Polsce mamy złoża Uranu, jednak niezbyt wydajne.
Natomiast największym „producentem” Uranu jest Kanada, a nie Rosja. Rosja nawet nie zajmuje miejsca w pierwszej piątce na świecie. Kanada będzie zawsze sojusznikiem Europy, mniej-więcej.
Co do odpadów – niby science fiction, ale prędzej czy później będziemy „kopać” w naszym Układzie Słonecznym. Co za problem wystrzelić odpady poza pas meteorytów, jednocześnie przywożąc spowrotem złoża Uranu do przerobienia na Księżycu? Zresztą co to za odpady? W porównaniu po pozostałościach z elektroni wykorzystujących energię spalania to mały pikuś. Te ostatnie pozostają w atmosferze Ziemi na długi czas, tych pierwszych możemy się pozbyć z naszej planety. A może i jakiś geniusz odkryje metodę ich utylizacji?
Eddie, Krzychos;
Jesli cos moze przypominac role rubla transferowego to jest tym czyms euro. Wprowadzenie euro w Polsce oznacza oddanie kontroli finansowej kraju w rece obcych i historycznie wrogich sil zewnetrznych. Posuniecie to ma rownie duzo sensu jak oddanie zlodziejowi dostepu do naszych zasobow finansowych i zezwolenie mu na swobodne nimi dysponowanie. Jesli chodzi o dotacje Unijne to nie sa one znaczna suma w stosunku do ogolu dochodow RP . Dla przykladu , w r. 2005 calkowity dochod wynosil 179772 mln zl a dotacje UE wynosily 2447 mln zl czyli wszystkiego 1.4%. (Dane z Malego Rocznika GUS Dzial Finanse). Nie wydaje mi sie aby taki wplyw zewnetrzny mogl obnizyc kurs PLN zwlaszcza, ze Skarb Panstwa zapewne nie wymienia euro na wolnym rynku. Po wprowadzeniu euro w Polsce oczywiscie nie bedzie juz mozliwe uzycie podwojnego kursu dla promowania eksportu oraz inwestycji w kraju. Oznacza to strate mozliwosci sterowania biegiem wydarzen gospodarczych w kraju na korzysc sil zewnetrznych. Obecna polityka NBP promuje import towarow z UE wiec jest dobra dla dlawiacej sie nadmiarem (na ogol dotowanych przez rzady eksporterow) produktow spozywczych i przemyslowych. Jest to polityka dobra dla krajow „starej” Unii ale szkodliwa dla Polski. Obniza ona bowiem oplacalnoosc otwierania przedsiebiorstw produkujacych w Polsce oraz promuje emigracje zarobkowa. Z tego wzgledu uwazam, ze NBP i Rada Polityki Pienieznej prowadza polityke dywersji ekonomicznej wzgledem kraju.
Bobola,
chętnie czytam Twoje wypowiedzi z dziedziny szeroko rozumianej ekonomii.Twoje syntetyczne ujęcie problemów , o których piszesz, uczciwie/!/ wspierane danymi porównawczymi, to naprawdę przyzwoita robota, dla mnie napewno.Podzielam oczywiście Twój pogląd o przekazanie decyzji o” pieniądzu” w ręce Unii, kiedy cała gospodarka,z bieżącymi niuansami pozostanie na naszej głowie. Nie mam jednak przekonania do sztycznych modeli rozwiązań w ekonomi, gdyż trodno to w gąszczu różnych zależności ,ostatecznie zbilansować, z dużym poczuciem pewności pożądanego wyniku.I tyle.
Pozdrowienia,Eddie.
Jak mi sie wydaje, Rada Polityki Pienieznej oraz NBP ustalaja kurs PLN biorac pod uwage zmiany relacji wartosci zlota do dolara. W ciagu ostatnich 6 lat (od stycznia 2001 do stycznia 2007) dolar zdewaluowal sie o okolo 58% (od 271 USD/oz do 640 USD/oz) natomiast USD w stosunku do PLN zdewaluowal sie o ok. 41% (od wartosci 4.1 PLN/USD do 2.9 PLN/USD) . Wskazuje to na tendencje NBP do podazania z rewaloryzacja PLN tak aby utrzymac podobna szybkosc wzrostu cen zlota jak ta jaka doznaje USD. Ceny uncji zlota w Polsce wahaly sie od 1111.1 PLN /oz 1 stycznia 2001 do 1856 PLN/oz 1 stycznia 2007 czyli wzrosly o ok. 40%. Takie postepowanie nie byloby nierozsadne gdyby Polska byla mocarstwem z pieniadzem wymienialnym na zadanie na zloto. Niestety te czasy sa za nami (chociaz byloby warto do nich wrocic na calym swiecie) . Obecnie chcemy zapewnic Polsce warunki do rozwoju gospodarczego a to wymaga wzrostu eksportu i przyciagniecia zagranicznych inwestorow, ktorzy byliby gotowi otworzyc nowe miejsca pracy i nowe produkcje. W takiej sytuacji byloby rozsadniej ustalic na jakis czas relacje wymiay na poziomie np. 5 PLN = 1 USD (jak w II RP) badz, jak wspomnialem sprzedawac zagranicznym importerom PLN taniej niz wynosi oficjalna relacja rynkowa. Nie byloby to niczym innym niz stosowane przez kraje „starej Unii” dotacje niektorych swoich towarow. Pozostawienie sytuacji tak jak jest zepchnie Polske do permanentnej roli kolonii „starej Unii” zmuszonej do kupowania towarow z „metropolii” , mimo ze niejednokrotnie istniejace towary lokalne moga byc tansze i lepszej jakosci ( np produkty przemyslu mlecznego). Miejmy nadzieje, ze predzej czy pozniej Polacy zrozumieja gdzie lezy ich interes i zrobia lokalny odpowiednik Boston tea party.
Bobola,
Jeśli wpuścimy inwestorów Unijnych, oni zdopigowani proeksportowym kursem USD?PLN- będą uruchamiać w dużym stopniu produkcje eksportowe.My , na inwestycjach zagranicznych zarabiamy, głownie na taniej pracy. Co byś powiedział, gdyby oni podatki płacili w kraju, gdzie mieści się ich centrala, a my „sponsorowalobyśmy im eksport ich produkcji z Polski?
Powyżej ,sugestywnie do bólu wyłożył Tao Szatański -jak wygląda sytuacja „małego” gdy inwestuje u niego „duży „.
Sądzę, że na wdrażanie nowych pomysłow,nawet genialnych, trzeba mieć odpowiedni zapas macy.
Pozdrawiam, Eddie.
Eddie;
Nie znam sie na prawie podatkowym ale mam wrazenie, ze takie rozwiazanie byloby sprzeczne z przepisami finansowymi w RP a w kraju, w ktorym miescilaby sie centrala inwestorzy musieliby raportowac zwolnienie z polskiego podatku jako dochod. Z tego wzgledu wygodniej jest stosowac dwa kursy gdyz zalezy to tylko od decyzji NBP po jakim kursie zechce komus sprzedac PLN i dla kogo chce robic wyjatki od ogolnie-rynkowego kursu. Drugi sposob to ustalenie stalego parytetu wymiany PLN/USD albo PLN/EC.Daje to mozliwosc uniezaleznienia sie od tego co sie dzieje na naczelnym rynku zbytu swiata czyli w USA. Amerykanie moga sobie dewaluaowac walute ale polska zawsze bedzie korzystnie (dla eksportu) tansza. Tak postepuja chinczycy tylko, ze ich problemem jest to ze nadwyzke bilansu handlowego lokuja w obligacjach US Treasury. Tym samym odczuwaja bolesnie dewaluacje dolara bo traca kapital. Ten problem jednak nas (chyba )nie dotyczy bo od lat mamy deficyt wymiany handlowej. Trzeba tez pamietac, ze spadek dolara nie jest nieodwracalny tylko obecnie wygodny dla USA. Ich bilans handlowy , tez negatywny bardzo sie ostatnio poprawil. Jest jednak mozliwy powrot do mocnego dolara przez podniesienie stopy procentowej w USA badz sprzedaz wiekszych ilosci rezerw zlota. Obie sytuacje byly juz wykorzystane w przeszlosci z przewidywalnym, pozytywnym wynikiem. Wartosc dolara wzrastala. Jak dlugo istnieje PLN Polska moze sterowac swoimi procesami gospodarczymi manipulujac kursem wymiany i w pewnym stopniu grac ta sama gre jaka graja Stany Zjednoczone. Po przyjaciu euro i nadzoru Europejskiego Banku Centralnego taka mozliwosc odpadnie.
Bobola,
również nie jestem specjalistą od podatków. Z przekazów prasowych wiem, że ponadnarodowe firmy. bilansują wszystkie swoje filie w centrali, i tak skutecznie „rozkładają „koszty, że w filiach, nie z ich winy pojawia się strata. Pomijając ten mechanizm, firmy inwestujące, pod proeksportowy dla nas kurs USD/PLN mogą raportować ten” zysk za friko” gdziekolwiek- u siebie w centrali, u nas… Zapłacą od niego podatek, a z resztą mogą zrobić co chcą, np wykupić obligacje skarbowe, atrakcyjne grunty etc.Na tańszej pracy zarabiają niezależnie, to mogłaby być premia.
Pozdrawiam,Eddie.