POLEMIKA: Eko-terror, do komentujących

Zgodnie z obietnicą odniosę się do uwag Państwa wypowiadających się w komentarzach.

Bardzo się cieszę że aż tylu dyskutantów dało głos w komentarzach dotyczących tematu eko-przepisów (wpis czwartkowy i poniedziałkowy), ich sensowności lub też bezsensowności. W trakcie dyskusji poruszono kilka ważnych moim zdaniem kwestii, wartych wspomnienia.

Po pierwsze – sprawa tzw. podatku śmieciowego (m.in.  internauci olsen i tusipek) – zgadzam się. Choć generalnie jestem przeciw mnożeniu podatków, uważam że każda gmina powinna mieć możliwość ustanowić podatek śmieciowy. Wtedy miałaby obowiązek sprzątania terenów wspólnych – koszty zaś powinno się rozłożyć na wszystkich obywateli. Gdy na pobliskiej łące pojawia się sterta gruzu, wiadomo do kogo dzwonić z interwencją. Podam przykład z własnego podwórka – warszawskiej Starej Miłosnej. Mieszkam tuż koło lasu (Mazowiecki Park Krajobrazowy) i we własnym zakresie organizuję raz do roku jego sprzątanie. Serce potem boli, gdy przybywa w nim papierów i torebek właśnie. Na szczęście gruz i zardzewiałe kanapy, o których pisał Wojtek z Przytoka, trafiają się sporadycznie. Dlaczego? Bo gmina doszła do wniosku, że łatwiej jest na własny koszt wystawić kilka publicznych pojemników na tzw. gabaryty (tapczany, półki itp.) niż potem wywozić je z lasu.

Po drugie – kwestia publicznego transportu. Masz szczęście ufit, że możesz dojeżdżać do pracy metrem. Kiedyś zrobiłem eksperyment i postanowiłem nieekologiczne auto zamienić na ekologiczną kolej. W pierwszym przypadku czas dojazdu wynosi 30-40 minut. W drugim ok. 1,5 godziny z przesiadkami (choć można poczytać książkę i to jest duuuży plus). Myślę, że w podobnej sytuacji jest wielu mieszkańców metropolii w tym kraju. Tak się składa, że wychwalane pod niebiosa Londyn czy Paryż mają jedną z najlepszych na świecie sieci transportu publicznego. A we Francji największe miasta łączy super-szybka kolej. We wspomnianym przeze mnie raporcie z Tygodnika Forum było właśnie o tym, jak rozładowuje się korki w Londynie, Paryżu i wielkich metropoliach Ameryki Łacińskiej. Oczywiście przez budowę szybkiej kolei, metra, powszechny system tanich rowerów. Ale podkreślam – zaczęło się od inwestowania w system publicznego transportu. Obawiam się, że u nas jak zawsze najpierw będą zakazy i dodatkowe podatki za własny samochód. Z tego raportu zapadło mi w pamięć jedno zdanie urbanisty – „najlepiej nic nie robić, aż jeżdżenie autem stanie się tak nieznośne, że mieszkańcy miast sami wybiorą alternatywne środki transportu”. Problem w tym, że u nas pewnie tej alternatywy nie będzie.

Po trzecie – uspokajanie sumienia (tu m.in. eddie). Zgadzam się, szczątkowe rozwiązania nie wystarczą, potrzebny jest cały system, cała polityka pro-ekologiczna. Wydaje mi się nawet, że jeżeli takowa sensowna polityka istnieje, osobnikom takim jak ja, silnie przywiązanym do wolności jednostki, łatwiej jest akceptować tej wolności ograniczanie. Ale póki co przywołam przykład znany mieszkańcom stolicy. Wprowadzono obowiązkową segregację odpadów. Gdy jednak na ulicy jest 10 domów, każdy podpisał umowę z inną firmą te odpady wywożącą. W efekcie codziennie na ulicy jedzie jedna co najmniej jedna dymiąca śmieciara, aby odebrać worki z jednego domu. Gdzie tu jest logika?