Zera z hakiem
Drobny druk, zwany też „Szczegółowym regulaminem promocji”, odkrywa to, czego fachowcy od marketingu w reklamie powiedzieć nie chcą.
Na przykład w nowej taryfie Era Zero („Bez doładowań, bez zobowiązań, zero abonamentu”) podpisujemy umowę i przez pierwszy rok nie płacimy abonamentu. Mamy więc telefon bez kosztów, o ile sami nigdzie nie dzwonimy. W tym czasie numer pozostaje aktywny – mogą do nas dzwonić i smsować do woli. Dopiero uważna lektura regulaminu odkrywa, że przystępując do umowy ponosimy jednorazową opłatę aktywacyjną – 99 zł. Ta kwota, podzielona przez 12 miesięcy, daje więc coś w rodzaju abonamentu (wyjdzie ok. 8,2 zł / mies.). W porównaniu do telefonów na kartę to może wciąż być atrakcyjna propozycja (koszt utrzymania aktywności telefonu prepaid, poprzez doładowywanie, to ok. 20 zł / mies.. Ale obiecywane w reklamie zero znów okazuje się być tylko sprytną sztuczką. Na pocieszenie w nowej taryfie Ery mamy niskie stawki za minutę połączenia – 49 gr. Widać wyraźnie, że Play ze swoimi cenami zaczyna powoli oddziaływać na pozostałych graczy na rynku i wymusza spadek opłat.
Inny marketingowy gratis – Netia zachęca od dziś do darmowego internetu. Podpisując do końca lipca umowę na dostęp do sieci, pierwszą fakturę otrzymamy dopiero za rok. Ale uwaga – bo umowa jest na 36 miesięcy. Po upływie darmowej promocji, przez kolejne 2 lata trwania związku z Netią, zapłacimy już rynkową stawkę – 49 zł za łącze 1 Mbit i 94 zł za 2 Mbit. Proste operacje matematyczne pozwalają stwierdzić, że rzeczywiście przez czas trwania kontraktu zapłacimy odpowiednio 32,6 i 62,6 zł. Choć trzeba uczciwie powiedzieć, że oferta na dzień dzisiejszy wypada atrakcyjniej niż u konkurentów, to jednak trudno przewidzieć, jak te ceny będą wyglądać za 3 lata. Na rynku telekomunikacyjnym to przecież cała epoka.
Obiecywane darmochy zazwyczaj obwarowane są mnóstwem przypisów drobnym drukiem. Heyah reklamuje rozmowy z wybranym numerem wewnątrz sieci za 0 gr do połowy września, tyle że wcześniej trzeba jednorazowo załadować telefon na kwotę 50 zł (czyli de facto tyle nas będą kosztować „luźne gadki”). Poza tym – Heyah łaski nie robi, bo rozmowy wewnątrz własnej sieci operatorów nic nie kosztują. Podobnie zresztą Plus GSM – bezpłat 5-osobowy to darmowe rozmowy z 5 numerami. Pod warunkiem, że są to numery Plusa. A darmowe tylko przez pewien czas (np. pół roku) a potem już za bezpłat zapłacimy 10 zł / mieś.
Ot, takie tam sztuczki kruczki.
Komentarze
Dialog ma promocję, że do internetu dodaje laptopa za złotówkę. Niestety wśród opłat jakie będziemy musieli co miesiąc ponsić jest prawie 100 zł tzw. Gwarancji Serwisu. Po 24 miesiącach laptop staje się naszą własnością (i chyba już nie będziemy musieli płacić GS). Czyli dodatkowo wydaliśmy prawie 2400zł. Tyle mniej więcej kosztuje ten laptop. Dodam jeszcze, że producent daje na niego 24 miesiące gwarancji.
Oglądając reklamy w tv można odnieść wrażenie, że Internet o szybkości 1 Mbit można nabyć w Polsce za około powyżej 20 złotych. Ale po przyjrzeniu się bliżej tym ofertom okazuje się, że to jest cena za pierwsze 3 miesiące, następne 21 miesiecy kosztuje każdorazowo ok. 70 zł.
Zastanawiające dla mnie jest uciekanie się do tego rodzaju trików przez marketingowców. Co będzie dalej?
Jeśli przy sprzedaży tego typu produktów czy usług podejmuje się cenę jako argument w reklamie, to ja domagam się, aby informacje dotyczące tej ceny były precyzyjne i konkretne.
A co to jest „mieś.”? Mieśąc???